Music

sowiarniahomepageo mnieHTML Map

sobota, 16 listopada 2013

ROZDZIAŁ V

     Dziękuję za te cztery komentarze pod ostatnim rozdziałem :3 Miło, że po takiej przerwie ktoś jeszcze czyta ;) cieszę się też z powodu siedmiuset wyświetleń :> Więc dedykacja dla wszystkich co wchodzą i komentują :3 Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem znajdę więcej komentarzy :P A teraz zapraszam na rozdział piąty.

***

     Idąc w kierunku lochów, natknęłam się na Crabbe'a i Goyle'a. Wyglądali głupkowato jak zawsze. Chciałam jak najszybciej przejść obok nich i pobiec na spotkanie z przyjaciółmi. Nagle jeden chwycił mnie za ramię i przyszpilił do ściany, a drugi zakrył mi usta ręką.
-Słuchaj Gray. Nie wiemy co jest z tobą nie tak ale się dowiemy. Spróbuj jeszcze choćby raz odezwać się do Malfoya to obiecuję ci, że już więcej nie wrócisz do tej szkoły. Zrozumiano?
Pokiwałam tylko głową ze łzami w oczach, po czym Goyle rzucił mnie na ziemię i odszedł z kolegą śmiejąc się. Cała potargana i roztrzęsiona udałam się do najbliższej łazienki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach. Jak oni tak mogli? W czym ja im przeszkadzam?
-Czemu płaczesz?- usłyszałam nad sobą skrzekliwy głos. Wstałam szybko, spojrzałam w górę i zobaczyłam postać dziewczyny. Był to duch. Otarłam twarz rękawem i odgarnęłam włosy do tyłu.
-Nieważne. Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam z wyczuwaną nutką rozdrażnienia w głosie.
-Oczywiście, jak chcesz. Po co mówić cokolwiek wiecznie płaczącej Marcie!- krzyknęła dziewczyna, rozpłakała się i zniknęła w jednym z sedesów.
Wyszłam na korytarz trochę zdziwiona i wpadłam na osobę, której wolałabym teraz nie spotkać.
-Jezu jak chodzi.... Ojej to ty Lily.- poprawił się szybko Draco. Popatrzył mi prosto w oczy.- Co się stało? Kto cię tak poszarpał?
-Ja... Nie mogę ci powiedzieć...
-Ale ptaszyno. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Tak?! Więc pewnie chcesz wiedzieć, że to moja czwarta szkoła, że jestem jednym wielkim dziwadłem, i że mieszkam w sierocińcu, bo moja matka nie żyje a ojciec nie ma na mnie czasu i się mnie wstydzi!!!
-Ale Lily...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo pobiegłam szybko korytarzem dławiąc się swoimi łzami. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko mu powiedziałam. Znowu to zrobiłam. Odtrąciłam go choć był dla mnie taki dobry. Czułam się podle. Może to dlatego, że nikt nigdy się tak naprawdę o mnie nie troszczył. Nikt nie pochylił się nade mną, gdy rozbiłam sobie kolano. Nikt nie pytał, czy sobie radzę po śmierci mamy... Nawet tata, który był zawsze nieobecny... Rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty. Widać wszyscy siedzieli w swoich dormitoriach. Zobaczyłam drzwi prowadzące na błonia. Popchnęłam je i poczułam przypływ świeżego, zimnego powietrza. Znowu otarłam twarz rękawem. Rozwiązałam włosy i pozwoliłam im swobodnie powiewać na wietrze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam las. Był ogromny. Czułam jakby mnie wołał. Wyciągnęłam różdżkę i wbiegłam do niego. Kiedy ścieżka się urwała przystanęłam na moment. Rozejrzałam się dookoła siebie. Było dosyć ciemno.
-Lumos.- mruknęłam pod nosem i rozświetliłam drogę przed sobą. Okręciłam się w okół własnej osi z zamkniętymi oczami. Zatrzymałam się i poszłam w kierunku, do którego akurat byłam odwrócona. Ubrana tylko w mundurek szkolny nie zastanawiałam się nawet jak wrócić do domu. Doszłam do pięknej polanki, na której rosło niezwykłe drzewo. Jakby dwa drzewa ze sobą zrośnięte- dąb i jabłoń. Położyłam się pod nim i przytuliłam się do niego. Czułam się tu bezpiecznie. Zasnęłam.

***

     Obudziłam się we własnym łóżku. Moje włosy nadal były potargane, a ciuchy rozdarte w paru miejscach. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju i zobaczyłam Dracona siedzącego na łóżku Pansy. Patrzył na mnie z politowaniem.
-Oj ptaszyno, ptaszyno... Nie zgadniesz gdzie cię znalazłem. W zakazanym lesie... SAMĄ.- zaakcentował.- Mogło ci się coś stać. Wiesz że w życiu bym sobie tego nie wybaczył... Dlaczego to zrobiłaś? Zdenerwowałem cię czymś? Nie rozumiem...
-Ja przepraszam. Tu nie chodzi o ciebie. To znaczy chodzi o ciebie, ale ty nic złego nie zrobiłeś. Ja.... Po prostu się boję.- powiedziałam i znowu się rozpłakałam. Chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. 
-Lily, ty stanowczo za dużo płaczesz. To powiesz mi czego się boisz?
-N-no bo zanim nnn na ciebie wpadłam spotkałam C-Crabe'a i Goyle'a i ii oni powiedzieli- mówiłam dalej powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem- że mam ciebie zostawić, bb bo jak nie t-to oni się postarają, żebym stąd wyleciała...
-Matko Święta, serio?!- krzyknął Draco i mocniej mnie przytulił. Pachnął mocno męskim dezodorantem.- Dwa debile! Tylko ich potraktować cruciatusem i avadą! 
Gdy tak krzyczał nie zauważył, że do pokoju wszedł Blaise. Kiedy mnie zobaczył rzucił się w moją stronę, 
-Co się stało? Czemu nie było cię tak długo? I... Na kogo Malfoy tak wrzuca?
Podniosłam się i uśmiechnęłam się słabo do kolegi.
-Wiesz że Crabbe i Goyle grożą Lily?- powiedział blondyn do Blaise'a.
-Serio? 
-Tak serio. I to tylko dlatego, że są o mnie zazdrośni, bo się ,,zmieniłem''.
-Ale ty się serio zmieniłeś... Nie mówię że to źle ale wiesz jacy oni są. W każdym razie nie masz co się martwić Lily. Od dzisiaj chodzisz z obstawą.- tu pokazał na siebie i Dracona.
Czułam się trochę lepiej mając za sobą dwóch chłopaków. Powiedziałam, że muszę się wykąpać, więc wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Chłopacy uparli się, że nie wyjdą z pokoju dopóki nie zobaczą mnie grzecznie śpiącej w łóżeczku. Więc co miałam zrobić? Wykąpałam się (przy okazji znajdując parę zadrapań na rękach i twarzy), ubrałam się w piżamę, pilnując żeby skrzydełka były bezpiecznie schowane i położyłam się do łóżka. Blaise ułożył mi poduszkę a Draco owinął mnie szczelnie kołdrą. 
-Czegoś jeszcze panna Gray sobie życzy?- powiedział Blaise, kłaniając się z teatralną przesadnością.
-Nie, dziękuję.- powiedziałam. Nie byłam zmęczona. Miałam wrażenie, że jedyne co ostatnio robię to śpię. Kiedy Blaise wyszedł nadal się kłaniając, podszedł do mnie Draco i jeszcze na koniec pocałował mnie w policzek i tak jak tamtej pamiętnej nocy wyszeptał:
-Dobranoc Lily. - I wyszedł.

***

Obudził mnie pisk dziewczyn. Gdy tylko zobaczyły mnie w łóżku skoczyły na mnie i zaczęły mnie całować, przytulać i wypytywać co się stało.
-Wszystko dobrze. Już się czuję świetnie.- powiedziałam z uśmiechem, rześka i wypoczęta. 
-No wiesz też bym się czuła świetnie jakby TAKI chłopak się mną zaopiekował.- odpowiedziała Pansy patrząc na mnie chytrze zza swoich czarnych włosów.
-Oj już nie przesadzaj.- odparłam udając obojętną, jednak dalej się uśmiechając.
Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać, po czym Mili sięgnęła za poduszkę i uderzyła nią Pansy prosto w twarz.
-Osz ty szmato!- krzyknęła dziewczyna chwytając drugą poduszkę i wycelowała prosto w brzuch Milicenty. 
-Ej dziewczyny uspokójcie się!- krzyknęłam, lecz po chwili sama dostałam poduszką w policzek. Rozpętała się istna wojna na poduszki. Po paru minutach popatrzyłam na nasz pokój. Był cały pokryty pierzem.
-Ups... Chyba trochę tu brudno.- powiedziała Pansy.- Chłoszczyść!
I po bitwie nie został ani jeden ślad.
-Cześć dziewczyny, co tam?- zapytał radosny Blaise.
-Nic takiego.- powiedziałyśmy we trzy w tym samym czasie, udając niewinne. Chłopak popatrzył się na nas podejrzliwie. 
-Jesteście pewne?
-Na mur beton.- powiedziałam i posłałam mu promienny uśmiech.
Ubrałam się szybko i zeszłam ze wszystkimi na śniadanie. Życie nabrało kolorów. Nigdzie nie było widać moich wrogów. Luna jak zawsze przytuliła mnie na powitanie i zaczęła opowiadać co się działo w szkole jak mnie nie było. Po śniadaniu udałam się z powrotem do pokoju.

***

-Daj mi tą czerwoną kredkę głupia świnio!- usłyszałem z pokoju dziewczyn. Pewnie Lily pomagała Pansy z jej rysunkiem na opiekę nad magicznymi stworzeniami.
-Nie, różowa będzie lepsza ty krowo!
-Wcale nie!
-Wcale tak!
Postanowiłem interweniować i wejść do pokoju. Ledwo uniknąłem uderzenia w twarz ołówkiem, który roztrzaskał  się o ścianę. Dziewczyny popatrzyły na mnie. Lily właśnie prawie leżała na Pansy sięgając ręką ku czerwonej kredce, a Pansy jedną ręką odpychała jej twarz a drugą trzymała jak najdalej od niej. 
-Cześć Draco.- powiedziały na raz uśmiechając się niewinnie.
-Hej. Wiecie ja nie wnikam w to co się tutaj dzieje. 
-Dobrze dla ciebie.- stwierdziła Pansy.- To ja może lepiej wyjdę i nie będę wam przeszkadzać.
Czułem się lekko poddenerwowany. Usiadłem obok Lily, która kolorowała coś zawzięcie zdobytą, czerwoną kredką. Popatrzyłem i zobaczyłem całkiem niezły rysunek zwierzaka. 
-Wiesz Lil. Chciałabym cię o coś spytać jeśli mogę.
-Jasne, wal śmiało. 
-Bo może chciałabyś się ze mną wybrać na bal z okazji nocy duchów?- wypaliłem na jednym wydechu.
-Jej. Pierwszy raz ktoś mnie gdzieś zaprasza.- powiedziała i zarumieniła się.
-No więc?
-Zgoda.- odrzekła i rzuciła mi się na szyję. Wiedziałem, że to ta dziewczyna. Ta jedyna...


No to rozdział piąty mamy za sobą! A już w następnym... Tam da ra dam! Długo oczekiwana konfrontacja Lily ze swoją rasą! :D Mam nadzieję że się podobało. Tak trochę pisane w pośpiechu ale coś się ruszyło. Do następnego razu i jeszcze raz dziękuję :33
EDIT
Do wszystkich nowych czytelników: rozdział VI jest po rozdziale IX przez to, że blogger mi sfiksowałi mi go usunął, a nie znalazłam jeszcze opcji przestawiania postów (o ile taka istnieje). Za wszelkie problemy przepraszam!!! :(


Wasza Laurel

niedziela, 10 listopada 2013

ROZDZIAŁ IV

No tak, więc na wstępie przepraszam za długą nieobecność ale zajęcia teatralne, szkoła i trzecia klasa gimbazy robi swoje -.- Nareszcie się wzięłam za ten czwarty rozdział, który jest dla mnie trochę wyzwaniem, bo to chyba jakaś piąta próba pisania XD W każdym razie moi drodzy zapraszam do czytania :33

     Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Wszystko było rozmyte jakbym patrzyła na świat zanurzony w mętnej wodzie. Czułam mocne szczypanie w miejscu gdzie wyrastały skrzydła. Próbowałam stanąć, ale prawie natychmiast się przewróciłam.
-Pansy.... Ratuj...- powiedziałam cicho i straciłam przytomność.
                ***        
 Pansy musiała usłyszeć ciche wołanie Lily, bo obudziła się i usiadła na łóżku nie do końca wiedząc co się dzieje. Zaspana, rozejrzała się po pokoju starając się zobaczyć skąd dobiegał głos. W końcu napotkała  wzrokiem Lily leżącą bez ducha na podłodze tuż obok jej łóżka. Od razu się ocknęła i z przerażeniem prawie natychmiast uklęknęła przy koleżance.
-Lily? Lily do jasnej cholery co ci jest?- mówiła ze łzami w oczach przytulając koleżankę do siebie - Mili wstawaj! Biegnij po pomoc!
Milicenta na szczęście w miarę trzeźwa rzuciła się do drzwi i pobiegła po chłopaków do ich pokoju.
-Ej chłopaki coś jest nie tak z naszą Lily!
Draco natychmiast wstał i pobiegł do pokoju dziewczyn. Blaise z lekkim opóźnieniem do niego dołączył, za to Crabbe i Goyle machnęli ręką jakby ich to nie obchodziło i spali dalej.
Draco wpadł do pokoju i omiótł wzrokiem podłogę w poszukiwaniu Lily. Gdy ją zauważył natychmiast do niej podbiegł i odpychając Pansy pochylił się nad nią z czułością, jakiej nikt nigdy u niego nie widział. Sam był sobą zdziwiony. Od kilku dni zachowywał się zupełnie inaczej niż zawsze. Nie był tym samym zobojętniałym, rozpuszczonym chłopcem co kiedyś. Wziął Lily szybko na ręce i zaniósł ją do skrzydła szpitalnego. 
-Pani Pomfrey!- zawołał przebiegając przez próg i kładąc dziewczynę na najbliższym łóżku. Pielęgniarka szkolna wybiegła w szlafroku i w swoich różowych kapciuszkach z pomponikami. Próbowała podawać różne środki, wstrzykiwała jej jakieś dziwnie wyglądające substancje, lecz nic nie zadziałało.
-Biegnij szybko po dyrektora!- krzyknęła do blondyna.
Draco biegł ile sił w nogach. Był wystraszony tym, że sama pani Pomfrey nie może dać sobie rady z Lily. Żeby sam alkohol tak zadziałał? To było dziwne. On sam przecież wypił masę wódki i nic mu nie jest. Nawet nie zauważył jak szybko znalazł się pod gabinetem dyrektora. Miał szczęście, bo właśnie ktoś z niego wychodził, więc szybko się prześlizgnął i wpadł do pokoju. 
-Panie dyrektorze! Musi pan iść do skrzydła szpitalnego! Coś się stało z Lily!
Dumbledore natychmiast wstał ze swojego fotela i podszedł do chłopca.
-Złap mnie za rękę. Przeteleportujemy się tam, będzie szybciej. 
Draco doskoczył do dyrektora i położył swoją dłoń na jego dłoni. Wszystko dookoła zawirowało i po chwili zniknęło. Towarzyszyło temu nieprzyjemne uczucie mdłości i rwanie w okolicach pępka. Zamknął oczy, a kiedy po sekundzie je otworzył stał  tuż przy łóżku Lily. Wyglądała jakby była martwa.
-Poppy, trzeba ją przyszykować do wizyty Nerosa. 
-Ale... Czy to dobrze żeby ten chłopak tu był?- wskazała na Dracona. Dyrektor popatrzył na niego, głęboko zastanawiając się co zrobić. 
-Przykro mi chłopcze musisz wrócić do swojego dormitorium.
-Nie zgadzam się.- odparł chłodno blondyn - Ja ją tu przyprowadziłem i to ja ją stąd zabiorę.
-Nie kłóć się ze mną. Wracaj do siebie, bo sam cię tam zaprowadzę.- powiedział dyrektor patrząc na ucznia miażdżącym spojrzeniem.
-To nie fair!- krzyknął Draco i wybiegł ze skrzydła szpitalnego. Wpadł wściekły do pokoju wspólnego i przewrócił stolik stojący przed kominkiem. Po tym napadzie szału legł na kanapę i uspokoił się trochę. 
-I co z nią? - usłyszał ciche pytanie Blaise'a.
-Nie mam pojęcia. Pani Pomfrey nie mogła sobie dać sama rady i potrzebowała pomocy dyrektora.
-Matko co się tu stało?- zapytał Blaise pokazując na przewrócony stolik.
-Poniosło mnie trochę...
-Trochę? Draco co się z tobą dzieje? Nie jesteś sobą od powrotu do szkoły...
-Stary proszę, nie teraz. Jestem zmęczony... 
Chłopak minął kolegę i wszedł do ich pokoju. Crabbe i Goyle głośno chrapali. Jedyne na co blondyn miał teraz ochotę to porządna dawka snu.
    ***
Pani Pomfrey siedziała na łóżku przy uczennicy okładając ją zimnym opatrunkiem kiedy do sali wszedł profesor Dumbledore z centaurem. Podeszli do łóżka Lily, która była cała blada i miała mocno podkrążone oczy.
-Nie mam pojęcia co się z nią dzieje.- wyszeptała pielęgniarka ze łzami w oczach.
-Nie martw się Poppy. Neros nam pomoże.
Centaur nic nie mówiąc podszedł do łóżka dziewczyny i dotknął jej czoła. Następnie odwrócił ją na brzuch i lekko podniósł do góry koszulkę dziewczyny. Rozwiązał wstążkę na jej plecach i pozwolił skrzydłom się rozprostować. Dotknął miejsca, z którego wyrastały i sięgnął do torby przewieszonej przez jego ramię. Wyciągnął z niej kilka fioletowych, dziwnie wyglądających liści i obłożył nimi skrzydła.Obrócił dziewczynę z powrotem na plecy i wlał jej do ust zawartość małej fiolki. 
-Powinno się poprawić. Jakby co wiecie gdzie mnie szukać. 
I odszedł. Bez słowa.
***
Słyszałam głos jakby zza światów. Znajdowałam się w dzikiej puszczy. Jakiś głos wołał mnie z oddali. Wydawał się znajomy. Biegłam raniąc sobie nogi, ręce i twarz o kolczaste krzewy rosnące naokoło. Po twarzy płynęły mi łzy. Czegoś mi brakowało choć sama nie wiem czego. Dotarłam do urwiska i zatrzymałam się gwałtownie nad przepaścią. Głos dobiegał z dołu. Miałam wielką ochotę skoczyć, musiałam to zrobić ale nie potrafiłam. Nagle wszystko się rozmyło. Stałam w ciemnym, pustym pomieszczeniu opuszczona przez wszystkich. Płakałam. Po długim czasie poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i... Obudziłam się...

Leżałam w dużym pomieszczeniu. Nie widziałam go wcześniej, jednak po wystroju mogłam śmiało stwierdzić, że to szkoła. Zamrugałam parę razy powiekami. Wtedy dopiero poczułam, że ktoś naprawdę trzyma mnie za rękę. Był to Draco. Leżał na mojej pościeli i słodko spał. Z ulgą stwierdziłam, że, moje skrzydła są zawiązane. Byłam bardzo szczęśliwa, że był przy mnie, chociaż tak naprawdę z nieznanego mi powodu. Postanowiłam go nie budzić. Tak było dobrze. Blondyn przesunął lekko głowę tak, że znajdowała się teraz na moich nogach. Uśmiechnęłam się do siebie, oparłam głowę o poduszkę, zacisnęłam mocniej jego dłoń i zasnęłam. Tym razem w spokoju.
Gdy obudziłam się następnego dnia Dracona już nie było. Ale i tak byłam zadowolona z tego co się stało wczoraj. Gdy tylko się podniosłam przybiegła do mnie pani Pomfrey.
-Dziecko nareszcie się obudziłaś. Nawet nie wiesz jak się martwiłam.-powiedziała do mnie z troską. Kiedy przyniosła mi śniadanie zobaczyłam, że w kącie siedzi dyrektor. Podszedł do mnie, uśmiechnięty jak zawsze i usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-Cieszę się, że się obudziłaś. Wiesz nie jest mądre picie alkoholu zaraz drugiego dnia po przyjściu do nowej szkoły.- powiedział unosząc jedną brew do góry.
-Ja wiem. Przepraszam. Nie chciałam...- powiedziałam zdenerwowana tą sytuacją. Bałam się, że mnie wyrzucą za to co się stało.
-Ale uspokój się Lily. Po prostu obiecaj mi, że to więcej się nie powtórzy.- odparł wstając i udając się do wyjścia.- A i Lily... Nie wiem czy wiesz ale młody Malfoy bardzo często cię odwiedzał.- powiedział, rzucając nieco przebiegły wzrok w moją stronę i wyszedł. Byłam tym zdziwiona. Bardzo zdziwiona, więc postanowiłam, że rzucę to w niepamięć. Po zjedzeniu śniadania ubrałam się i przy okazji dowiedziałam, że przespałam cały tydzień.Z uśmiechem wyszłam ze skrzydła szpitalnego uśmiechając się do każdego ucznia i nauczyciela, obok którego przeszłam. Życie nabrało kolorów. Wszystko się układało i miałam nadzieję, że już tak pozostanie.



No a na koniec... Obiecałam już bardzo dawno jednej użytkowniczce, że zadedykuję jej ten rozdział i właśnie to robię. Wiem, że nie jest między nami najlepiej ale obietnica to obietnica. Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział chociaż jak na mój gust za dużo pitolenia XD Do następnego razu :3
Wasza Laurel