***
Idąc w kierunku lochów, natknęłam się na Crabbe'a i Goyle'a. Wyglądali głupkowato jak zawsze. Chciałam jak najszybciej przejść obok nich i pobiec na spotkanie z przyjaciółmi. Nagle jeden chwycił mnie za ramię i przyszpilił do ściany, a drugi zakrył mi usta ręką.
-Słuchaj Gray. Nie wiemy co jest z tobą nie tak ale się dowiemy. Spróbuj jeszcze choćby raz odezwać się do Malfoya to obiecuję ci, że już więcej nie wrócisz do tej szkoły. Zrozumiano?
Pokiwałam tylko głową ze łzami w oczach, po czym Goyle rzucił mnie na ziemię i odszedł z kolegą śmiejąc się. Cała potargana i roztrzęsiona udałam się do najbliższej łazienki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach. Jak oni tak mogli? W czym ja im przeszkadzam?
-Czemu płaczesz?- usłyszałam nad sobą skrzekliwy głos. Wstałam szybko, spojrzałam w górę i zobaczyłam postać dziewczyny. Był to duch. Otarłam twarz rękawem i odgarnęłam włosy do tyłu.
-Nieważne. Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam z wyczuwaną nutką rozdrażnienia w głosie.
-Oczywiście, jak chcesz. Po co mówić cokolwiek wiecznie płaczącej Marcie!- krzyknęła dziewczyna, rozpłakała się i zniknęła w jednym z sedesów.
Wyszłam na korytarz trochę zdziwiona i wpadłam na osobę, której wolałabym teraz nie spotkać.
-Jezu jak chodzi.... Ojej to ty Lily.- poprawił się szybko Draco. Popatrzył mi prosto w oczy.- Co się stało? Kto cię tak poszarpał?
-Ja... Nie mogę ci powiedzieć...
-Ale ptaszyno. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Tak?! Więc pewnie chcesz wiedzieć, że to moja czwarta szkoła, że jestem jednym wielkim dziwadłem, i że mieszkam w sierocińcu, bo moja matka nie żyje a ojciec nie ma na mnie czasu i się mnie wstydzi!!!
-Ale Lily...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo pobiegłam szybko korytarzem dławiąc się swoimi łzami. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko mu powiedziałam. Znowu to zrobiłam. Odtrąciłam go choć był dla mnie taki dobry. Czułam się podle. Może to dlatego, że nikt nigdy się tak naprawdę o mnie nie troszczył. Nikt nie pochylił się nade mną, gdy rozbiłam sobie kolano. Nikt nie pytał, czy sobie radzę po śmierci mamy... Nawet tata, który był zawsze nieobecny... Rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty. Widać wszyscy siedzieli w swoich dormitoriach. Zobaczyłam drzwi prowadzące na błonia. Popchnęłam je i poczułam przypływ świeżego, zimnego powietrza. Znowu otarłam twarz rękawem. Rozwiązałam włosy i pozwoliłam im swobodnie powiewać na wietrze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam las. Był ogromny. Czułam jakby mnie wołał. Wyciągnęłam różdżkę i wbiegłam do niego. Kiedy ścieżka się urwała przystanęłam na moment. Rozejrzałam się dookoła siebie. Było dosyć ciemno.
-Lumos.- mruknęłam pod nosem i rozświetliłam drogę przed sobą. Okręciłam się w okół własnej osi z zamkniętymi oczami. Zatrzymałam się i poszłam w kierunku, do którego akurat byłam odwrócona. Ubrana tylko w mundurek szkolny nie zastanawiałam się nawet jak wrócić do domu. Doszłam do pięknej polanki, na której rosło niezwykłe drzewo. Jakby dwa drzewa ze sobą zrośnięte- dąb i jabłoń. Położyłam się pod nim i przytuliłam się do niego. Czułam się tu bezpiecznie. Zasnęłam.
-Słuchaj Gray. Nie wiemy co jest z tobą nie tak ale się dowiemy. Spróbuj jeszcze choćby raz odezwać się do Malfoya to obiecuję ci, że już więcej nie wrócisz do tej szkoły. Zrozumiano?
Pokiwałam tylko głową ze łzami w oczach, po czym Goyle rzucił mnie na ziemię i odszedł z kolegą śmiejąc się. Cała potargana i roztrzęsiona udałam się do najbliższej łazienki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach. Jak oni tak mogli? W czym ja im przeszkadzam?
-Czemu płaczesz?- usłyszałam nad sobą skrzekliwy głos. Wstałam szybko, spojrzałam w górę i zobaczyłam postać dziewczyny. Był to duch. Otarłam twarz rękawem i odgarnęłam włosy do tyłu.
-Nieważne. Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam z wyczuwaną nutką rozdrażnienia w głosie.
-Oczywiście, jak chcesz. Po co mówić cokolwiek wiecznie płaczącej Marcie!- krzyknęła dziewczyna, rozpłakała się i zniknęła w jednym z sedesów.
Wyszłam na korytarz trochę zdziwiona i wpadłam na osobę, której wolałabym teraz nie spotkać.
-Jezu jak chodzi.... Ojej to ty Lily.- poprawił się szybko Draco. Popatrzył mi prosto w oczy.- Co się stało? Kto cię tak poszarpał?
-Ja... Nie mogę ci powiedzieć...
-Ale ptaszyno. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Tak?! Więc pewnie chcesz wiedzieć, że to moja czwarta szkoła, że jestem jednym wielkim dziwadłem, i że mieszkam w sierocińcu, bo moja matka nie żyje a ojciec nie ma na mnie czasu i się mnie wstydzi!!!
-Ale Lily...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo pobiegłam szybko korytarzem dławiąc się swoimi łzami. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko mu powiedziałam. Znowu to zrobiłam. Odtrąciłam go choć był dla mnie taki dobry. Czułam się podle. Może to dlatego, że nikt nigdy się tak naprawdę o mnie nie troszczył. Nikt nie pochylił się nade mną, gdy rozbiłam sobie kolano. Nikt nie pytał, czy sobie radzę po śmierci mamy... Nawet tata, który był zawsze nieobecny... Rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty. Widać wszyscy siedzieli w swoich dormitoriach. Zobaczyłam drzwi prowadzące na błonia. Popchnęłam je i poczułam przypływ świeżego, zimnego powietrza. Znowu otarłam twarz rękawem. Rozwiązałam włosy i pozwoliłam im swobodnie powiewać na wietrze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam las. Był ogromny. Czułam jakby mnie wołał. Wyciągnęłam różdżkę i wbiegłam do niego. Kiedy ścieżka się urwała przystanęłam na moment. Rozejrzałam się dookoła siebie. Było dosyć ciemno.
-Lumos.- mruknęłam pod nosem i rozświetliłam drogę przed sobą. Okręciłam się w okół własnej osi z zamkniętymi oczami. Zatrzymałam się i poszłam w kierunku, do którego akurat byłam odwrócona. Ubrana tylko w mundurek szkolny nie zastanawiałam się nawet jak wrócić do domu. Doszłam do pięknej polanki, na której rosło niezwykłe drzewo. Jakby dwa drzewa ze sobą zrośnięte- dąb i jabłoń. Położyłam się pod nim i przytuliłam się do niego. Czułam się tu bezpiecznie. Zasnęłam.
***
Obudziłam się we własnym łóżku. Moje włosy nadal były potargane, a ciuchy rozdarte w paru miejscach. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju i zobaczyłam Dracona siedzącego na łóżku Pansy. Patrzył na mnie z politowaniem.
-Oj ptaszyno, ptaszyno... Nie zgadniesz gdzie cię znalazłem. W zakazanym lesie... SAMĄ.- zaakcentował.- Mogło ci się coś stać. Wiesz że w życiu bym sobie tego nie wybaczył... Dlaczego to zrobiłaś? Zdenerwowałem cię czymś? Nie rozumiem...
-Ja przepraszam. Tu nie chodzi o ciebie. To znaczy chodzi o ciebie, ale ty nic złego nie zrobiłeś. Ja.... Po prostu się boję.- powiedziałam i znowu się rozpłakałam. Chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego.
-Lily, ty stanowczo za dużo płaczesz. To powiesz mi czego się boisz?
-N-no bo zanim nnn na ciebie wpadłam spotkałam C-Crabe'a i Goyle'a i ii oni powiedzieli- mówiłam dalej powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem- że mam ciebie zostawić, bb bo jak nie t-to oni się postarają, żebym stąd wyleciała...
-Matko Święta, serio?!- krzyknął Draco i mocniej mnie przytulił. Pachnął mocno męskim dezodorantem.- Dwa debile! Tylko ich potraktować cruciatusem i avadą!
Gdy tak krzyczał nie zauważył, że do pokoju wszedł Blaise. Kiedy mnie zobaczył rzucił się w moją stronę,
-Co się stało? Czemu nie było cię tak długo? I... Na kogo Malfoy tak wrzuca?
Podniosłam się i uśmiechnęłam się słabo do kolegi.
-Wiesz że Crabbe i Goyle grożą Lily?- powiedział blondyn do Blaise'a.
-Serio?
-Tak serio. I to tylko dlatego, że są o mnie zazdrośni, bo się ,,zmieniłem''.
-Ale ty się serio zmieniłeś... Nie mówię że to źle ale wiesz jacy oni są. W każdym razie nie masz co się martwić Lily. Od dzisiaj chodzisz z obstawą.- tu pokazał na siebie i Dracona.
Czułam się trochę lepiej mając za sobą dwóch chłopaków. Powiedziałam, że muszę się wykąpać, więc wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Chłopacy uparli się, że nie wyjdą z pokoju dopóki nie zobaczą mnie grzecznie śpiącej w łóżeczku. Więc co miałam zrobić? Wykąpałam się (przy okazji znajdując parę zadrapań na rękach i twarzy), ubrałam się w piżamę, pilnując żeby skrzydełka były bezpiecznie schowane i położyłam się do łóżka. Blaise ułożył mi poduszkę a Draco owinął mnie szczelnie kołdrą.
-Czegoś jeszcze panna Gray sobie życzy?- powiedział Blaise, kłaniając się z teatralną przesadnością.
-Nie, dziękuję.- powiedziałam. Nie byłam zmęczona. Miałam wrażenie, że jedyne co ostatnio robię to śpię. Kiedy Blaise wyszedł nadal się kłaniając, podszedł do mnie Draco i jeszcze na koniec pocałował mnie w policzek i tak jak tamtej pamiętnej nocy wyszeptał:
-Dobranoc Lily. - I wyszedł.
***
Obudził mnie pisk dziewczyn. Gdy tylko zobaczyły mnie w łóżku skoczyły na mnie i zaczęły mnie całować, przytulać i wypytywać co się stało.
-Wszystko dobrze. Już się czuję świetnie.- powiedziałam z uśmiechem, rześka i wypoczęta.
-No wiesz też bym się czuła świetnie jakby TAKI chłopak się mną zaopiekował.- odpowiedziała Pansy patrząc na mnie chytrze zza swoich czarnych włosów.
-Oj już nie przesadzaj.- odparłam udając obojętną, jednak dalej się uśmiechając.
Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać, po czym Mili sięgnęła za poduszkę i uderzyła nią Pansy prosto w twarz.
-Osz ty szmato!- krzyknęła dziewczyna chwytając drugą poduszkę i wycelowała prosto w brzuch Milicenty.
-Ej dziewczyny uspokójcie się!- krzyknęłam, lecz po chwili sama dostałam poduszką w policzek. Rozpętała się istna wojna na poduszki. Po paru minutach popatrzyłam na nasz pokój. Był cały pokryty pierzem.
-Ups... Chyba trochę tu brudno.- powiedziała Pansy.- Chłoszczyść!
I po bitwie nie został ani jeden ślad.
-Cześć dziewczyny, co tam?- zapytał radosny Blaise.
-Nic takiego.- powiedziałyśmy we trzy w tym samym czasie, udając niewinne. Chłopak popatrzył się na nas podejrzliwie.
-Jesteście pewne?
-Na mur beton.- powiedziałam i posłałam mu promienny uśmiech.
Ubrałam się szybko i zeszłam ze wszystkimi na śniadanie. Życie nabrało kolorów. Nigdzie nie było widać moich wrogów. Luna jak zawsze przytuliła mnie na powitanie i zaczęła opowiadać co się działo w szkole jak mnie nie było. Po śniadaniu udałam się z powrotem do pokoju.
***
-Daj mi tą czerwoną kredkę głupia świnio!- usłyszałem z pokoju dziewczyn. Pewnie Lily pomagała Pansy z jej rysunkiem na opiekę nad magicznymi stworzeniami.
-Nie, różowa będzie lepsza ty krowo!
-Wcale nie!
-Wcale tak!
Postanowiłem interweniować i wejść do pokoju. Ledwo uniknąłem uderzenia w twarz ołówkiem, który roztrzaskał się o ścianę. Dziewczyny popatrzyły na mnie. Lily właśnie prawie leżała na Pansy sięgając ręką ku czerwonej kredce, a Pansy jedną ręką odpychała jej twarz a drugą trzymała jak najdalej od niej.
-Cześć Draco.- powiedziały na raz uśmiechając się niewinnie.
-Hej. Wiecie ja nie wnikam w to co się tutaj dzieje.
-Dobrze dla ciebie.- stwierdziła Pansy.- To ja może lepiej wyjdę i nie będę wam przeszkadzać.
Czułem się lekko poddenerwowany. Usiadłem obok Lily, która kolorowała coś zawzięcie zdobytą, czerwoną kredką. Popatrzyłem i zobaczyłem całkiem niezły rysunek zwierzaka.
-Wiesz Lil. Chciałabym cię o coś spytać jeśli mogę.
-Jasne, wal śmiało.
-Bo może chciałabyś się ze mną wybrać na bal z okazji nocy duchów?- wypaliłem na jednym wydechu.
-Jej. Pierwszy raz ktoś mnie gdzieś zaprasza.- powiedziała i zarumieniła się.
-No więc?
-Zgoda.- odrzekła i rzuciła mi się na szyję. Wiedziałem, że to ta dziewczyna. Ta jedyna...
No to rozdział piąty mamy za sobą! A już w następnym... Tam da ra dam! Długo oczekiwana konfrontacja Lily ze swoją rasą! :D Mam nadzieję że się podobało. Tak trochę pisane w pośpiechu ale coś się ruszyło. Do następnego razu i jeszcze raz dziękuję :33
EDIT
Do wszystkich nowych czytelników: rozdział VI jest po rozdziale IX przez to, że blogger mi sfiksowałi mi go usunął, a nie znalazłam jeszcze opcji przestawiania postów (o ile taka istnieje). Za wszelkie problemy przepraszam!!! :(
EDIT
Do wszystkich nowych czytelników: rozdział VI jest po rozdziale IX przez to, że blogger mi sfiksowałi mi go usunął, a nie znalazłam jeszcze opcji przestawiania postów (o ile taka istnieje). Za wszelkie problemy przepraszam!!! :(
Wasza Laurel