Music

sowiarniahomepageo mnieHTML Map

sobota, 16 listopada 2013

ROZDZIAŁ V

     Dziękuję za te cztery komentarze pod ostatnim rozdziałem :3 Miło, że po takiej przerwie ktoś jeszcze czyta ;) cieszę się też z powodu siedmiuset wyświetleń :> Więc dedykacja dla wszystkich co wchodzą i komentują :3 Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem znajdę więcej komentarzy :P A teraz zapraszam na rozdział piąty.

***

     Idąc w kierunku lochów, natknęłam się na Crabbe'a i Goyle'a. Wyglądali głupkowato jak zawsze. Chciałam jak najszybciej przejść obok nich i pobiec na spotkanie z przyjaciółmi. Nagle jeden chwycił mnie za ramię i przyszpilił do ściany, a drugi zakrył mi usta ręką.
-Słuchaj Gray. Nie wiemy co jest z tobą nie tak ale się dowiemy. Spróbuj jeszcze choćby raz odezwać się do Malfoya to obiecuję ci, że już więcej nie wrócisz do tej szkoły. Zrozumiano?
Pokiwałam tylko głową ze łzami w oczach, po czym Goyle rzucił mnie na ziemię i odszedł z kolegą śmiejąc się. Cała potargana i roztrzęsiona udałam się do najbliższej łazienki. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach. Jak oni tak mogli? W czym ja im przeszkadzam?
-Czemu płaczesz?- usłyszałam nad sobą skrzekliwy głos. Wstałam szybko, spojrzałam w górę i zobaczyłam postać dziewczyny. Był to duch. Otarłam twarz rękawem i odgarnęłam włosy do tyłu.
-Nieważne. Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam z wyczuwaną nutką rozdrażnienia w głosie.
-Oczywiście, jak chcesz. Po co mówić cokolwiek wiecznie płaczącej Marcie!- krzyknęła dziewczyna, rozpłakała się i zniknęła w jednym z sedesów.
Wyszłam na korytarz trochę zdziwiona i wpadłam na osobę, której wolałabym teraz nie spotkać.
-Jezu jak chodzi.... Ojej to ty Lily.- poprawił się szybko Draco. Popatrzył mi prosto w oczy.- Co się stało? Kto cię tak poszarpał?
-Ja... Nie mogę ci powiedzieć...
-Ale ptaszyno. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Tak?! Więc pewnie chcesz wiedzieć, że to moja czwarta szkoła, że jestem jednym wielkim dziwadłem, i że mieszkam w sierocińcu, bo moja matka nie żyje a ojciec nie ma na mnie czasu i się mnie wstydzi!!!
-Ale Lily...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo pobiegłam szybko korytarzem dławiąc się swoimi łzami. Nie wiedziałam dlaczego to wszystko mu powiedziałam. Znowu to zrobiłam. Odtrąciłam go choć był dla mnie taki dobry. Czułam się podle. Może to dlatego, że nikt nigdy się tak naprawdę o mnie nie troszczył. Nikt nie pochylił się nade mną, gdy rozbiłam sobie kolano. Nikt nie pytał, czy sobie radzę po śmierci mamy... Nawet tata, który był zawsze nieobecny... Rozejrzałam się po korytarzu. Był pusty. Widać wszyscy siedzieli w swoich dormitoriach. Zobaczyłam drzwi prowadzące na błonia. Popchnęłam je i poczułam przypływ świeżego, zimnego powietrza. Znowu otarłam twarz rękawem. Rozwiązałam włosy i pozwoliłam im swobodnie powiewać na wietrze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam las. Był ogromny. Czułam jakby mnie wołał. Wyciągnęłam różdżkę i wbiegłam do niego. Kiedy ścieżka się urwała przystanęłam na moment. Rozejrzałam się dookoła siebie. Było dosyć ciemno.
-Lumos.- mruknęłam pod nosem i rozświetliłam drogę przed sobą. Okręciłam się w okół własnej osi z zamkniętymi oczami. Zatrzymałam się i poszłam w kierunku, do którego akurat byłam odwrócona. Ubrana tylko w mundurek szkolny nie zastanawiałam się nawet jak wrócić do domu. Doszłam do pięknej polanki, na której rosło niezwykłe drzewo. Jakby dwa drzewa ze sobą zrośnięte- dąb i jabłoń. Położyłam się pod nim i przytuliłam się do niego. Czułam się tu bezpiecznie. Zasnęłam.

***

     Obudziłam się we własnym łóżku. Moje włosy nadal były potargane, a ciuchy rozdarte w paru miejscach. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju i zobaczyłam Dracona siedzącego na łóżku Pansy. Patrzył na mnie z politowaniem.
-Oj ptaszyno, ptaszyno... Nie zgadniesz gdzie cię znalazłem. W zakazanym lesie... SAMĄ.- zaakcentował.- Mogło ci się coś stać. Wiesz że w życiu bym sobie tego nie wybaczył... Dlaczego to zrobiłaś? Zdenerwowałem cię czymś? Nie rozumiem...
-Ja przepraszam. Tu nie chodzi o ciebie. To znaczy chodzi o ciebie, ale ty nic złego nie zrobiłeś. Ja.... Po prostu się boję.- powiedziałam i znowu się rozpłakałam. Chłopak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. 
-Lily, ty stanowczo za dużo płaczesz. To powiesz mi czego się boisz?
-N-no bo zanim nnn na ciebie wpadłam spotkałam C-Crabe'a i Goyle'a i ii oni powiedzieli- mówiłam dalej powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem- że mam ciebie zostawić, bb bo jak nie t-to oni się postarają, żebym stąd wyleciała...
-Matko Święta, serio?!- krzyknął Draco i mocniej mnie przytulił. Pachnął mocno męskim dezodorantem.- Dwa debile! Tylko ich potraktować cruciatusem i avadą! 
Gdy tak krzyczał nie zauważył, że do pokoju wszedł Blaise. Kiedy mnie zobaczył rzucił się w moją stronę, 
-Co się stało? Czemu nie było cię tak długo? I... Na kogo Malfoy tak wrzuca?
Podniosłam się i uśmiechnęłam się słabo do kolegi.
-Wiesz że Crabbe i Goyle grożą Lily?- powiedział blondyn do Blaise'a.
-Serio? 
-Tak serio. I to tylko dlatego, że są o mnie zazdrośni, bo się ,,zmieniłem''.
-Ale ty się serio zmieniłeś... Nie mówię że to źle ale wiesz jacy oni są. W każdym razie nie masz co się martwić Lily. Od dzisiaj chodzisz z obstawą.- tu pokazał na siebie i Dracona.
Czułam się trochę lepiej mając za sobą dwóch chłopaków. Powiedziałam, że muszę się wykąpać, więc wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Chłopacy uparli się, że nie wyjdą z pokoju dopóki nie zobaczą mnie grzecznie śpiącej w łóżeczku. Więc co miałam zrobić? Wykąpałam się (przy okazji znajdując parę zadrapań na rękach i twarzy), ubrałam się w piżamę, pilnując żeby skrzydełka były bezpiecznie schowane i położyłam się do łóżka. Blaise ułożył mi poduszkę a Draco owinął mnie szczelnie kołdrą. 
-Czegoś jeszcze panna Gray sobie życzy?- powiedział Blaise, kłaniając się z teatralną przesadnością.
-Nie, dziękuję.- powiedziałam. Nie byłam zmęczona. Miałam wrażenie, że jedyne co ostatnio robię to śpię. Kiedy Blaise wyszedł nadal się kłaniając, podszedł do mnie Draco i jeszcze na koniec pocałował mnie w policzek i tak jak tamtej pamiętnej nocy wyszeptał:
-Dobranoc Lily. - I wyszedł.

***

Obudził mnie pisk dziewczyn. Gdy tylko zobaczyły mnie w łóżku skoczyły na mnie i zaczęły mnie całować, przytulać i wypytywać co się stało.
-Wszystko dobrze. Już się czuję świetnie.- powiedziałam z uśmiechem, rześka i wypoczęta. 
-No wiesz też bym się czuła świetnie jakby TAKI chłopak się mną zaopiekował.- odpowiedziała Pansy patrząc na mnie chytrze zza swoich czarnych włosów.
-Oj już nie przesadzaj.- odparłam udając obojętną, jednak dalej się uśmiechając.
Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać, po czym Mili sięgnęła za poduszkę i uderzyła nią Pansy prosto w twarz.
-Osz ty szmato!- krzyknęła dziewczyna chwytając drugą poduszkę i wycelowała prosto w brzuch Milicenty. 
-Ej dziewczyny uspokójcie się!- krzyknęłam, lecz po chwili sama dostałam poduszką w policzek. Rozpętała się istna wojna na poduszki. Po paru minutach popatrzyłam na nasz pokój. Był cały pokryty pierzem.
-Ups... Chyba trochę tu brudno.- powiedziała Pansy.- Chłoszczyść!
I po bitwie nie został ani jeden ślad.
-Cześć dziewczyny, co tam?- zapytał radosny Blaise.
-Nic takiego.- powiedziałyśmy we trzy w tym samym czasie, udając niewinne. Chłopak popatrzył się na nas podejrzliwie. 
-Jesteście pewne?
-Na mur beton.- powiedziałam i posłałam mu promienny uśmiech.
Ubrałam się szybko i zeszłam ze wszystkimi na śniadanie. Życie nabrało kolorów. Nigdzie nie było widać moich wrogów. Luna jak zawsze przytuliła mnie na powitanie i zaczęła opowiadać co się działo w szkole jak mnie nie było. Po śniadaniu udałam się z powrotem do pokoju.

***

-Daj mi tą czerwoną kredkę głupia świnio!- usłyszałem z pokoju dziewczyn. Pewnie Lily pomagała Pansy z jej rysunkiem na opiekę nad magicznymi stworzeniami.
-Nie, różowa będzie lepsza ty krowo!
-Wcale nie!
-Wcale tak!
Postanowiłem interweniować i wejść do pokoju. Ledwo uniknąłem uderzenia w twarz ołówkiem, który roztrzaskał  się o ścianę. Dziewczyny popatrzyły na mnie. Lily właśnie prawie leżała na Pansy sięgając ręką ku czerwonej kredce, a Pansy jedną ręką odpychała jej twarz a drugą trzymała jak najdalej od niej. 
-Cześć Draco.- powiedziały na raz uśmiechając się niewinnie.
-Hej. Wiecie ja nie wnikam w to co się tutaj dzieje. 
-Dobrze dla ciebie.- stwierdziła Pansy.- To ja może lepiej wyjdę i nie będę wam przeszkadzać.
Czułem się lekko poddenerwowany. Usiadłem obok Lily, która kolorowała coś zawzięcie zdobytą, czerwoną kredką. Popatrzyłem i zobaczyłem całkiem niezły rysunek zwierzaka. 
-Wiesz Lil. Chciałabym cię o coś spytać jeśli mogę.
-Jasne, wal śmiało. 
-Bo może chciałabyś się ze mną wybrać na bal z okazji nocy duchów?- wypaliłem na jednym wydechu.
-Jej. Pierwszy raz ktoś mnie gdzieś zaprasza.- powiedziała i zarumieniła się.
-No więc?
-Zgoda.- odrzekła i rzuciła mi się na szyję. Wiedziałem, że to ta dziewczyna. Ta jedyna...


No to rozdział piąty mamy za sobą! A już w następnym... Tam da ra dam! Długo oczekiwana konfrontacja Lily ze swoją rasą! :D Mam nadzieję że się podobało. Tak trochę pisane w pośpiechu ale coś się ruszyło. Do następnego razu i jeszcze raz dziękuję :33
EDIT
Do wszystkich nowych czytelników: rozdział VI jest po rozdziale IX przez to, że blogger mi sfiksowałi mi go usunął, a nie znalazłam jeszcze opcji przestawiania postów (o ile taka istnieje). Za wszelkie problemy przepraszam!!! :(


Wasza Laurel

niedziela, 10 listopada 2013

ROZDZIAŁ IV

No tak, więc na wstępie przepraszam za długą nieobecność ale zajęcia teatralne, szkoła i trzecia klasa gimbazy robi swoje -.- Nareszcie się wzięłam za ten czwarty rozdział, który jest dla mnie trochę wyzwaniem, bo to chyba jakaś piąta próba pisania XD W każdym razie moi drodzy zapraszam do czytania :33

     Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Wszystko było rozmyte jakbym patrzyła na świat zanurzony w mętnej wodzie. Czułam mocne szczypanie w miejscu gdzie wyrastały skrzydła. Próbowałam stanąć, ale prawie natychmiast się przewróciłam.
-Pansy.... Ratuj...- powiedziałam cicho i straciłam przytomność.
                ***        
 Pansy musiała usłyszeć ciche wołanie Lily, bo obudziła się i usiadła na łóżku nie do końca wiedząc co się dzieje. Zaspana, rozejrzała się po pokoju starając się zobaczyć skąd dobiegał głos. W końcu napotkała  wzrokiem Lily leżącą bez ducha na podłodze tuż obok jej łóżka. Od razu się ocknęła i z przerażeniem prawie natychmiast uklęknęła przy koleżance.
-Lily? Lily do jasnej cholery co ci jest?- mówiła ze łzami w oczach przytulając koleżankę do siebie - Mili wstawaj! Biegnij po pomoc!
Milicenta na szczęście w miarę trzeźwa rzuciła się do drzwi i pobiegła po chłopaków do ich pokoju.
-Ej chłopaki coś jest nie tak z naszą Lily!
Draco natychmiast wstał i pobiegł do pokoju dziewczyn. Blaise z lekkim opóźnieniem do niego dołączył, za to Crabbe i Goyle machnęli ręką jakby ich to nie obchodziło i spali dalej.
Draco wpadł do pokoju i omiótł wzrokiem podłogę w poszukiwaniu Lily. Gdy ją zauważył natychmiast do niej podbiegł i odpychając Pansy pochylił się nad nią z czułością, jakiej nikt nigdy u niego nie widział. Sam był sobą zdziwiony. Od kilku dni zachowywał się zupełnie inaczej niż zawsze. Nie był tym samym zobojętniałym, rozpuszczonym chłopcem co kiedyś. Wziął Lily szybko na ręce i zaniósł ją do skrzydła szpitalnego. 
-Pani Pomfrey!- zawołał przebiegając przez próg i kładąc dziewczynę na najbliższym łóżku. Pielęgniarka szkolna wybiegła w szlafroku i w swoich różowych kapciuszkach z pomponikami. Próbowała podawać różne środki, wstrzykiwała jej jakieś dziwnie wyglądające substancje, lecz nic nie zadziałało.
-Biegnij szybko po dyrektora!- krzyknęła do blondyna.
Draco biegł ile sił w nogach. Był wystraszony tym, że sama pani Pomfrey nie może dać sobie rady z Lily. Żeby sam alkohol tak zadziałał? To było dziwne. On sam przecież wypił masę wódki i nic mu nie jest. Nawet nie zauważył jak szybko znalazł się pod gabinetem dyrektora. Miał szczęście, bo właśnie ktoś z niego wychodził, więc szybko się prześlizgnął i wpadł do pokoju. 
-Panie dyrektorze! Musi pan iść do skrzydła szpitalnego! Coś się stało z Lily!
Dumbledore natychmiast wstał ze swojego fotela i podszedł do chłopca.
-Złap mnie za rękę. Przeteleportujemy się tam, będzie szybciej. 
Draco doskoczył do dyrektora i położył swoją dłoń na jego dłoni. Wszystko dookoła zawirowało i po chwili zniknęło. Towarzyszyło temu nieprzyjemne uczucie mdłości i rwanie w okolicach pępka. Zamknął oczy, a kiedy po sekundzie je otworzył stał  tuż przy łóżku Lily. Wyglądała jakby była martwa.
-Poppy, trzeba ją przyszykować do wizyty Nerosa. 
-Ale... Czy to dobrze żeby ten chłopak tu był?- wskazała na Dracona. Dyrektor popatrzył na niego, głęboko zastanawiając się co zrobić. 
-Przykro mi chłopcze musisz wrócić do swojego dormitorium.
-Nie zgadzam się.- odparł chłodno blondyn - Ja ją tu przyprowadziłem i to ja ją stąd zabiorę.
-Nie kłóć się ze mną. Wracaj do siebie, bo sam cię tam zaprowadzę.- powiedział dyrektor patrząc na ucznia miażdżącym spojrzeniem.
-To nie fair!- krzyknął Draco i wybiegł ze skrzydła szpitalnego. Wpadł wściekły do pokoju wspólnego i przewrócił stolik stojący przed kominkiem. Po tym napadzie szału legł na kanapę i uspokoił się trochę. 
-I co z nią? - usłyszał ciche pytanie Blaise'a.
-Nie mam pojęcia. Pani Pomfrey nie mogła sobie dać sama rady i potrzebowała pomocy dyrektora.
-Matko co się tu stało?- zapytał Blaise pokazując na przewrócony stolik.
-Poniosło mnie trochę...
-Trochę? Draco co się z tobą dzieje? Nie jesteś sobą od powrotu do szkoły...
-Stary proszę, nie teraz. Jestem zmęczony... 
Chłopak minął kolegę i wszedł do ich pokoju. Crabbe i Goyle głośno chrapali. Jedyne na co blondyn miał teraz ochotę to porządna dawka snu.
    ***
Pani Pomfrey siedziała na łóżku przy uczennicy okładając ją zimnym opatrunkiem kiedy do sali wszedł profesor Dumbledore z centaurem. Podeszli do łóżka Lily, która była cała blada i miała mocno podkrążone oczy.
-Nie mam pojęcia co się z nią dzieje.- wyszeptała pielęgniarka ze łzami w oczach.
-Nie martw się Poppy. Neros nam pomoże.
Centaur nic nie mówiąc podszedł do łóżka dziewczyny i dotknął jej czoła. Następnie odwrócił ją na brzuch i lekko podniósł do góry koszulkę dziewczyny. Rozwiązał wstążkę na jej plecach i pozwolił skrzydłom się rozprostować. Dotknął miejsca, z którego wyrastały i sięgnął do torby przewieszonej przez jego ramię. Wyciągnął z niej kilka fioletowych, dziwnie wyglądających liści i obłożył nimi skrzydła.Obrócił dziewczynę z powrotem na plecy i wlał jej do ust zawartość małej fiolki. 
-Powinno się poprawić. Jakby co wiecie gdzie mnie szukać. 
I odszedł. Bez słowa.
***
Słyszałam głos jakby zza światów. Znajdowałam się w dzikiej puszczy. Jakiś głos wołał mnie z oddali. Wydawał się znajomy. Biegłam raniąc sobie nogi, ręce i twarz o kolczaste krzewy rosnące naokoło. Po twarzy płynęły mi łzy. Czegoś mi brakowało choć sama nie wiem czego. Dotarłam do urwiska i zatrzymałam się gwałtownie nad przepaścią. Głos dobiegał z dołu. Miałam wielką ochotę skoczyć, musiałam to zrobić ale nie potrafiłam. Nagle wszystko się rozmyło. Stałam w ciemnym, pustym pomieszczeniu opuszczona przez wszystkich. Płakałam. Po długim czasie poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i... Obudziłam się...

Leżałam w dużym pomieszczeniu. Nie widziałam go wcześniej, jednak po wystroju mogłam śmiało stwierdzić, że to szkoła. Zamrugałam parę razy powiekami. Wtedy dopiero poczułam, że ktoś naprawdę trzyma mnie za rękę. Był to Draco. Leżał na mojej pościeli i słodko spał. Z ulgą stwierdziłam, że, moje skrzydła są zawiązane. Byłam bardzo szczęśliwa, że był przy mnie, chociaż tak naprawdę z nieznanego mi powodu. Postanowiłam go nie budzić. Tak było dobrze. Blondyn przesunął lekko głowę tak, że znajdowała się teraz na moich nogach. Uśmiechnęłam się do siebie, oparłam głowę o poduszkę, zacisnęłam mocniej jego dłoń i zasnęłam. Tym razem w spokoju.
Gdy obudziłam się następnego dnia Dracona już nie było. Ale i tak byłam zadowolona z tego co się stało wczoraj. Gdy tylko się podniosłam przybiegła do mnie pani Pomfrey.
-Dziecko nareszcie się obudziłaś. Nawet nie wiesz jak się martwiłam.-powiedziała do mnie z troską. Kiedy przyniosła mi śniadanie zobaczyłam, że w kącie siedzi dyrektor. Podszedł do mnie, uśmiechnięty jak zawsze i usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-Cieszę się, że się obudziłaś. Wiesz nie jest mądre picie alkoholu zaraz drugiego dnia po przyjściu do nowej szkoły.- powiedział unosząc jedną brew do góry.
-Ja wiem. Przepraszam. Nie chciałam...- powiedziałam zdenerwowana tą sytuacją. Bałam się, że mnie wyrzucą za to co się stało.
-Ale uspokój się Lily. Po prostu obiecaj mi, że to więcej się nie powtórzy.- odparł wstając i udając się do wyjścia.- A i Lily... Nie wiem czy wiesz ale młody Malfoy bardzo często cię odwiedzał.- powiedział, rzucając nieco przebiegły wzrok w moją stronę i wyszedł. Byłam tym zdziwiona. Bardzo zdziwiona, więc postanowiłam, że rzucę to w niepamięć. Po zjedzeniu śniadania ubrałam się i przy okazji dowiedziałam, że przespałam cały tydzień.Z uśmiechem wyszłam ze skrzydła szpitalnego uśmiechając się do każdego ucznia i nauczyciela, obok którego przeszłam. Życie nabrało kolorów. Wszystko się układało i miałam nadzieję, że już tak pozostanie.



No a na koniec... Obiecałam już bardzo dawno jednej użytkowniczce, że zadedykuję jej ten rozdział i właśnie to robię. Wiem, że nie jest między nami najlepiej ale obietnica to obietnica. Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział chociaż jak na mój gust za dużo pitolenia XD Do następnego razu :3
Wasza Laurel 

piątek, 23 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ III

Położyłam się na łóżku, zasłoniłam kotary, rzuciłam krótkie dobranoc dziewczynom, które już od dawna spały i... Zaczęłam płakać. Dlaczego musiał tam wejść akurat w takiej chwili? Właśnie wtedy kiedy płakałam. Z resztą czego mógł chcieć taki ktoś jak on od kogoś takiego jak ja. Widać było, że jest znany i szanowany, nie mówiąc już o pochodzeniu. A ja? Zwykły mieszaniec. Cicha, szara myszka, której jak tylko tylko poczuje alkohol robi się niedobrze. Chyba najlepiej będzie zagłuszyć w sobie uczucia. I tak nic by z tego nie było. Wystarczyło pociągnąć za wstążkę, żeby wszystko się zaczęło sypać. Nikt nie chciałby pakować się w taki związek. Tak sobie myślałam i układałam różne rzeczy i nawet nie zauważyłam kiedy minęła cała noc. Wstałam i przygotowałam się kiedy dziewczyny jeszcze spały. Zeszłam na śniadanie zastanawiając się jak naprawić to co się wczoraj stało, bo patrząc na to ze strony Malfoya to nie było za fajne go potraktowałam. Weszłam do Wielkiej Sali i zobaczyłam, że Draco siedzi przy stole sam. Postanowiłam się do niego dosiąść i wszystko wyjaśnić.
-Cześć.- powiedziałam cicho
-Cześć...
-Wiesz przepraszam. Wczoraj się naprawdę głupio zachowałam. Po prostu nie byłam w nastroju. Nie powinnam tak zareagować.
-Nie no spoko...
-To co zgoda?- zapytałam z miną słodkiego szczeniaczka
-Zgoda.- powiedział uśmiechając się do mnie- A właściwie to co się wczoraj stało? W sensie dlaczego płakałaś?
Trafił w czuły punkt. Zaczęłam szybciej oddychać. Nie chciałam o tym rozmawiać, ale z drugiej strony nie chciałam żeby sytuacja z wczoraj się powtórzyła.
-No wiesz...
-To znaczy jak nie chcesz to nie musisz mi mówić.- szybko zreflektował się Draco
-Tak na razie raczej nie chcę. Może kiedy indziej.
-Tak... No to słyszałem, że masz już ksywkę?
-Tak. Wszystkim coś się popieprzyło i nazywają mnie ptaszyną.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Musisz się przyzwyczajać, bo dużo tu takich ludzi. I chyba też się do nich zaliczasz? W pozytywnym sensie oczywiście.- dodał z uśmiechem.- Wiesz Pansy coś mówiła, że z Mili w waszym dormitorium robią imprezę. Tym razem chyba będziesz?
-No jakby mnie nie było to pewnie umarlibyście z tęsknoty za swoim wróbelkiem.
-Z pewnością.
Już chcieliśmy wstawać kiedy podeszła do nas jakaś banda Gryfonów.
-Draco? Kto to jest?- powiedziałam chowając się za chłopakiem
-Jak to Lily. Własnego kuzyna nie poznajesz?- zapytał chłopak z czarnymi włosami. Był dosyć wysoki i strasznie chudy. Miał lekko krzywe zęby.
-Co ty mówisz Longbottom?
-Dobrze wiesz co on powiedział.- warknął jakiś rudy chłopak z tyłu
-Lily to twój kuzyn?- zapytał mnie Draco
-Na to wychodzi, ale jakoś po jego zachowaniu chyba nie chcę z nim mieć nic wspólnego.
-Ty nie chcesz mieć nic wspólnego z Nevillem? To z nim nie powinnaś się zadawać.- powiedział rudy i ruchem głowy wskazał na Mafoya
-Chodź stąd Draco.- powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękaw. Tamci jeszcze długo się za nami oglądali.
-To naprawdę twój kuzyn?
-No aż sama zwątpiłam...
-Dobra trudno. Chodźmy na eliksiry. Apropos z kim siedzisz?
-W sumie to sama nie wiem.
-To dobrze się składa, bo ja też nie wiem. Siedzimy razem?
-Ok.- zgodziłam się. Byłam bardzo usatysfakcjonowana. Jedyne co mi się nie podobało to zachowanie tych Gryfonów.
-A dlaczego ludzie z Gryffindoru nas nie lubią?
-Bo to głupki. My też za nimi nie przepadamy. Zwłaszcza za Potterem, Weasleyem i tą szlamą Granger.
-Ten rudy był straszny...
-Bo jest rudy.- powiedział Draco i razem ze śmiechem weszliśmy do lochów gdzie odbywały się zajęcia z eliksirów.
-Proszę, proszę. Pierwsza lekcja i spóźnienie.- odezwał się chłodny głos profesora- Siadać do ławki.
Wolna była tylko ta z przodu. Oczy wszystkich Gryfonów były zwrócone w naszą stronę. Starałam się to zignorować.
-Dzisiaj zajmiemy się eliksirem spokoju. Na tablicy macie wszystkie wskazówki. Jako że jest to pierwsza lekcja panny Gray będziesz pracowała w parze z Draconem. Do roboty. No już. Longbottom czy ty nawet przez pięć sekund nie możesz się powstrzymać przed podpaleniem szaty swojemu koledze?
-Dobra to może ty rozpal a ja pójdę po składniki.- zaproponował Draco i podszedł do szafki z rzeczami potrzebnymi do sporządzenia mikstury. Cała lekcja minęła raczej spokojnie nie licząc tych kilku wypalonych dziur w szacie mojego kuzyna. Znad kociołka przy którym pracowaliśmy z Malfoyem unosiła się srebrna mgiełka. Snape nagrodził nas pięcioma punktami dla domu i nie powiem, że miło się patrzyło jak Ron z trudem wydobywał jakieś gluty z kociołka. Przy wychodzeniu z klasy ktoś mnie złapał za rękaw. Był to Neville.
-Czego chcesz ode mnie?- zapytałam- Znowu będziesz mnie pouczał?
-Nie. chciałem cię przeprosić za dzisiejszą akcję. Trochę głupio wyszło. Nie mam nic do tego z kim się zadajesz. Zgoda?- zapytał z zakłopotaniem i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ok. Niech będzie.
-Jakbyś chciała porozmawiać to wiesz. Nie krępuj się. To do zobaczenia.
Udaliśmy się do kolejnej sali, w której odbywały się zajęcia OPCM. Usiadłam z Nevillem, żeby trochę się zapoznać. Nie wszyscy Ślizgoni dobrze to przyjęli (w tym również  Draco) no ale cóż. Rodzina to rodzina. Na ławkach leżały tylko różdżki.
-Dzień dobry dzieciaczki.- odezwał się przesłodzony głos.- Macie schować różdżki. Nie będą wam potrzebne. Zamiast tego dostaniecie podręczniki opracowane przez ministerstwo. Proszę wyciągnąć pióra i pergaminy.
Kilku Gryfonów jęknęło z niezadowolenia. Dostaliśmy jakiś rozdział do czytania. W klasie było strasznie cicho. Jedyne dźwięki wydawały koty z obrazków na ścianach. Oczywiście komuś musiało nie pasować to co robimy. Hermiona podniosła rękę. Wszyscy się na nią patrzyli. Zaczęła się kłócić z profesor Umbridge, że to niedorzeczne, że nie będziemy używać zaklęć (cóż mnie to też zbytnio nie ucieszyło). Do kłótni dołączyli też inni Gryfoni. Wtedy Potter zaczął coś mówić o powrocie Voldemorta i tak oto dostał szlaban. Po zajęciach udaliśmy się na obiad. Nałożyłam sobie tylko trochę sałatki i ziemniaków.
-Jejku ty nawet jesz jak ptaszek.- powiedziała Pansy.
-Właśnie nie przesadzasz?- zgodziła się z przyjaciółką Mili.
-Ja zawsze tak jem. Mi to wystarcza.
-Dziewczyny mają rację. Przecież ty nam zemdlejesz na zajęciach.- powiedział Blaise z troską w głosie.
-Ojeju ludzie. Zawsze tak jadłam i jakoś żyję.- powiedziałam troszkę podirytowana. Chociaż fajnie było poczucie, że ktoś się o mnie jednak troszczy.
-Ma racje. Dajcie jej spokój.- zgodził się ze mną Draco- Ale możemy ci wziąć jakąś kanapkę na zajęcia w razie czego.
-No niech wam będzie.
Po posiłku udaliśmy się na błonia na pierwszą lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Mieliśmy rysować jakieś małe stworzonka. Jak zawsze musieliśmy się o coś pokłócić z Gryfonami, jednak nie zwracałam na to zbytnio uwagi. Rysowanie było moją pasją. Po godzinie rysunek był już gotowy.
-Pani profesor. Już skończyłam.- powiedziałam nieśmiało
-Bardzo ładny rysunek Gray. Dzięki temu twój dom zyskuje dziesięć punktów.
Przez jakieś 15 minut pomagałam Pansy z jej szkicem, bo nie szło jej to za dobrze. Prawie się rozpłakała, więc powiedziałam, że jej w tym pomogę jak wrócimy do zamku. Wolny czas postanowiłam spędzić z Luną i odrobić wspólnie chociaż część zadań, które nam zadali. Nie miałam ochoty na kolację, więc od razu udałam się do dormitorium przyszykować się na dzisiejszą posiadówkę (wolałam tak to nazywać). Ubrałam asymetryczną, miętową sukienkę do tego balerinki. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy splotłam w dobieranego na bok. Patrząc na Pansy i Mili ubrałam się naprawdę skromnie. Pansy założyła sukienkę z gorsetem w odcieniach czerwieni i czarne koturny. Natomiast Mili ubrała Czarną sukienkę z falbanami i do tego zamszowe szpilki wysokie chyba na 15 cm. Do tego obie nałożyły chyba tonę makijażu.
-No to co sikorko? Zaczynamy się przyzwyczajać do alkoholu?- zapytała otwierając wódkę.
-Cóż nie ma innego wyjścia.
Chłopaki przyszli tak około 20. Blaise założył fioletową koszulę i ciemne spodnie. Draco ubrany był w czarną marynarkę i czarne spodnie, które przy nogawkach się zwężały. To podkreśliło jego dobrze zbudowane nogi. Był taki przystojny w tym zestawie. Chwila moment. Lily opanuj się. Znasz go dopiero dwa dni. Jednak ta myśl ciągle nieświadomie pojawiała się w mojej głowie. Kiedy moi towarzysze już opróżnili jedną butelkę wódki zaczęła się gra w butelkę. Po jakiś 15 minutach  Blaise siedział bez koszuli, Draco z fioletowymi włosami i wiedzieliśmy o sobie trochę ciekawostek. Znowu padło na mnie. Wyzwanie wymyślał mi Blaise co było trochę przerażające. Nalał do kieliszka trochę whiskey.
-A teraz to wypijesz ptaszyno.
-Śmieszny jesteś.- odparłam.
-Musisz to zrobić. Takie są zasady.- powiedział i podał mi kieliszek- Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Przechyliłam kieliszek i cały płyn wleciał mi do ust. Szybko przełknęłam i zaczęłam się krztusić. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam, że się duszę. Zrobiło mi się gorąco, więc szybko zdjęłam sukienkę. Czułam każdą kroplę alkoholu płynącą w mojej krwi. To było straszne. Zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam. Na szczęście szybko złapałam się jakiejś półki. Przytknęłam czoło do lustra. 
-Lily? Wszystko dobrze?- usłyszałam głos Pansy.
-Tak jasne.- powiedziałam niezbyt przekonującym głosem. Opłukałam twarz zimną wodą. Łzy leciały mi po policzkach. Czułam straszliwy ból w każdej komórce swojego ciała. To nie był najlepszy pomysł z tą grą w butelkę. Mogłam się spodziewać, że każą mi się napić. Kiedy już trochę uspokoiłam oddech założyłam swoją piżamę. Z czerwoną twarzą wyszłam do dormitorium. Wszyscy się na mnie patrzyli. Zignorowałam to i położyłam się w łóżku. Zasłoniłam kotary i ignorując wszystkie uwagi kolegów, założyłam słuchawki i zasnęłam.

*     *     *

-Jej nie wiedziałem, że aż tak na to zareaguje.- powiedział Blaise trochę przygaszony- Pierwszy raz widziałem taką reakcję.
-Racja. Nie powinniśmy jej zmuszać do wypicia tego świństwa.- potwierdziła Milicenta. 
Reszta wieczoru upłynęła w ciszy. Wszyscy posnęli. Wszyscy oprócz Malfoya. Pansy i Mili leżały na swoich łóżkach jeszcze w ciuchach a Blaise oparty o ścianę. Blondyn zastanawiał się jak z Lily. Czy już jest lepiej? Chyba jak sprawdzę to nic się nie stanie.- pomyślał Draco i podszedł do łóżka Lily. Odsłonił delikatnie kotary i zobaczył ją. Śpiącą, piękną ale smutną. Usiadł koło niej na łóżku i dotknął jej czoła. Była rozpalona. Przybliżył swoją twarz do jej twarzy niepewny tego co robi. Szepnął jej tylko do ucha ,,Dobranoc'' i wyszedł z dormitorium dziewczyn nieświadomy tego, że Lily  wiedziała co się przed chwilą stało...

To mamy rozdział trzeci. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż mi samej wydaje się trochę prymitywny. W następnym rozdziale rozwinę temat z ,,prawdziwym ja''  Lily. UWAGA! Bardzo proszę, jeżeli już tu jesteście to zostawiajcie komentarze, bo naprawdę nie wiem czy mam dla kogo pisać XD Do następnego razu ;)



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ II

Przy stole Ślizgonów wybuchły głośne brawa. Lily pomaszerowała w tamtą stronę posyłając uśmiech Lunie, która również klaskała. Ron pochylił się do Nevilla.
-Neville? Czy to aby na pewno twoja kuzynka?
-Cóż jeżeli za drzwiami nie trzymają innej Lily Gray to chyba to jest ona.
-Masz kuzynkę w Slytherinie?- spytał z zaciekawieniem Potter.
-Na to wychodzi. W tym roku doszła do szkoły i proszę w co się wpakowała.- mówił patrząc na Lily witającą się z Pansy Parkinson i Milicentą Bulstrode. -Ciekawe czy da się ją jeszcze wyratować...
-Najważniejsze żeby nie zaprzyjaźniła się  tym zarozumialcem.-Powiedział Ron i ruchem głowy wskazał na Dracona.
*     *     *

-Świetnie, że jesteś z nami w Slytherinie.-powiedziała Pansy do Lily.
-Też się cieszę. - odpowiedziałam koleżance. Była naprawdę miła. Z resztą tak samo jak Milicenta. Czułam, że szybko się tu zadomowię. Podczas deseru rozglądałam się kto jeszcze siedzi przy stole, i wtedy zobaczyłam... O nie to ten blondyn. Nie dość, że jesteśmy w tym samym wieku to jeszcze w tym samym domu. Nie wiedziałam czy to przeżyję. I jeszcze ci jego koledzy. Na pewno będą pić w pokoju wspólnym.
-Co jest Lily?- zapytała Pansy.- Chyba od 10 minut trzymasz łyżkę z galaretką w powietrzu.
-Nie. Nic. Zamyśliłam się.
Szybko skończyłam jeść galaretkę. Dyrektor wstał i powiedział, żebyśmy poszli do swoich dormitoriów.
-Chodź Lily. Będziesz z nami w pokoju.- powiedziała Milicenta. Uśmiechnęłam się do niej. Wzięłam swoje nowe koleżanki pod rękę i dałam się poprowadzić do lochów, gdzie znajdowały się nasze dormitoria. W pokoju były 3 łóżka wybrałam sobie środkowe. Walizki już tu były. Jedno zaklęcie i wszystko rozpakowałam. Poszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Upewniłam się, że drzwi są dobrze zamknięte i rozwiązałam wstążkę z talii. Skrzydełka rozwinęły się delikatnie. popatrzyłam w lustro i podziwiałam je. Były takie piękne. Weszłam pod prysznic i ustawiłam gorącą wodę. Po wyjściu spod prysznica niechętnie związałam skrzydła na nowo, ubrałam się w piżamę, umyłam zęby i wyszłam z łazienki. W mokrych włosach i fioletowej piżamie położyłam się na łóżku. Nagle usłyszałam, że drzwi się otwierają. To był Blaise. 
-Witaj ptaszynko. Jak ci się podoba w nowym domu?
-Ludzie co wy macie z tą ptaszyną?
-Cóż, chyba mamy dla ciebie ksywkę.- odpowiedział z uśmiechem i potargał moje mokre włosy.
-No niech ci będzie. 
-Idziecie już spać?
-A co masz jakąś inną propozycję?- powiedziałam z przekąsem
-Hmmm. Zastanówmy się. Mamy kilka butelek whiskey...
-Nie wiesz co chyba jednak idę spać.
-W porządku. Ale możesz przyjść jeśli zmienisz zdanie.- uśmiechnął się i wyszedł.
-Pansy! Idę do pokoju wspólnego!- krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam. W pokoju było pusto. Usiadłam na dywanie przed kominkiem i patrzyłam na płomienie. 

*     *     *

-Malfoy! Co ty taki przygaszony?- spytał Goyle- Nic nie pijesz...
-Jakoś nie mam ochoty.
-Czyżbyś myślał o naszej ptaszynie?- zapytał zgryźliwie Blaise
-Zastanawia mnie jedna rzecz. Co ona ma do picia? Wiele dziewczyn chciałoby się ze mną napić a ona tak po prostu wyszła.
-I raczej nie zmieni zdania. Pytałem się czy nie chciałaby przyjść do nas dzisiaj. Jednak słowo whiskey trochę dziwnie na nią podziałało.- powiedział Blaise
-No tak. Wiecie co? Muszę wyjść na chwilę. Zaraz wrócę.- wstał i wyszedł z dormitorium. A w pokoju przed fotelem zobaczył swoją największą zagadkę- Lily. Siedziała przed kominkiem. Jej zielone oczy szkliły się w blasku ognia.  Widać, że była smutna. Usiadł obok niej. 
-Co tu robisz?- zapytała wstając i ocierając oczy.
-No cóż to pokój wspólny.
-No tak. Ja już miałam iść więc dobranoc.- odwróciła się i wybiegła z pokoju. Co w niej takiego jest? Zadawał sobie pytanie Draco, lecz jeszcze długo nie miał poznać odpowiedzi na to pytanie.


No tak to mamy drugi rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba chociaż jest trochę krótki. Myślę, że niedługo sytuacja się rozwinie i będzie trochę więcej akcji. Zapraszam na bloga koleżanki http://rodzenstwo--potter.blogspot.com/. Dziękuję za czytanie :) a następny rozdział na pewno pojawi się w tym tygodniu.


sobota, 17 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ I

-Lily ja nie rozumiem.- mówiła pani Sophie do 15-letniej dziewczyny- Naprawdę jak mogli cię znowu wyrzucić ze szkoły. To już trzeci raz!
-Ale proszę pani to nie moja wina. Wie pani jaka jest sytuacja.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś ani jak cię widzą te dziwolągi. Obchodzi mnie to, że znowu trzeba znaleźć ci szkołę.
-Przecież tata napisał, że rozmawiał już z dyrektorem, do którego ma pełne zaufanie i wie, że jego nie będzie obchodziło to kim jestem.
-Dobrze, ale wiedz, że  to już ostatnia szansa. Jeżeli ktoś mi się poskarży na ciebie jeszcze raz to obiecuję ci, że nie wyjdziesz z tego budynku dopóki nie ukończysz 18 lat. Rozumiemy się?
-Tak jest...- powiedziała Lily nieco przygnębiona. Wyszła z gabinetu i skierowała się ku ogrodowi. Było lato. Na dworze było tak pięknie. To jedyne miejsce, w którym Lily mogła znaleźć spokój i ukojenie. Jedyne co jej w tym momencie nie pasowało to wstążka zawiązana dookoła jej talii. Jednak wiedziała, że bez niej raczej nie może wychodzić ze swojego pokoju. Usiadła na huśtawce i zaczęła myśleć jak będzie w nowej szkole (o ile się tam dostanie). Miała tylko nadzieję, że będzie lepiej. Że nikt się nie dowie. Nagle usłyszała trzask. Znała ten dźwięk. Zapewne niedługo ukaże się jakiś czarodziej. I nie pomyliła się. Jej oczom ukazał się starszy pan z długą siwą brodą. Był ubrany w długie szaty i dziwny kapelusz.
-Witaj. Ty pewnie jesteś Lily.-odezwał się starzec. Na oko miał około 70 lat.
-Tak a pan to kto?
-Nazywam się Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Hogwartu - szkoły, do której będziesz w tym roku chodzić. Pomyślałem, że będzie lepiej jak powiem ci to osobiście. Wiem też kim tak naprawdę jesteś. Chciałem się spytać... Czy możesz mi pokazać?
-Chodzi panu o..- mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głową. -Zgoda.- W tym momencie Lily odwiązała wstążkę a spod bluzki wyłoniły się piękne, fioletowe, przejrzyste i delikatne skrzydełka. Dziewczyna odwróciła głowę jakby lekko zawstydzona.
-Piękne. -powiedział starzec.- Musisz wiedzieć Lily, że w naszej szkole nie uznamy cię za dziwadło. Jednak muszę cię spytać czy chcesz żeby inni wiedzieli kim jesteś.
-Niekoniecznie. - powiedziała Lily z powrotem związując skrzydła wstążką. - Myślę, że nie wszystkim się spodoba to, że po szkole chodzi dziewczyna z jakąś naroślą na plecach.
- No cóż. To twój wybór. Tata ci napisze jak dostać się na peron. Myślę też, że większość rzeczy potrzebnych do szkoły już masz. Daję ci tylko spis podręczników i żegnam się. Mam sporo spraw do załatwienia. Do widzenia Lily.
- Do widzenia panu. - powiedziała Lily. Nie wiadomo dlaczego jakoś polubiła tego staruszka. Nie wiedziała czy się cieszyć z faktu iż od września zaczyna nowe życie w nowej szkole. Bała się, że wszystko skończy się tak samo jak poprzednio. Nawet nie zauważyła jak upłynęły 2 godziny na rozmyślaniach i trzeba było znowu wrócić do rzeczywistości. Zaplotła sobie długie dwa warkocze (bo przecież w rozpuszczonych włosach nie pokaże się przed panną wiecznie marudną Sophie) i ruszyła w stronę budynku, którego tak bardzo nienawidziła.

*     *     *

Lily jeszcze długo przed przyjazdem pociągu czekała na peronie. Nie było jeszcze tak dużo ludzi, więc mogła być spokojna o wolny przedział. Tata napisał jej, że w Hogwarcie jest jej kuzyn, który nazywa się Neville Longbottom.  Na ramieniu siedziała jej papuga Delora. Dziobnęła Lily czule w ucho chcąc poprawić jej humor. I udało jej się. Za moment obie ujrzały pociąg. Był wielki, a na przedzie widniał napis Hogwart. Lily poczuła się jakby miała motylki w brzuchu. Niepewnym krokiem ruszyła w stronę wejścia. Szybko znalazła wolny przedział. Założyła słuchawki na uszy i opadła na siedzenie. Jej włosy opadały falami na piersi. Była ubrana w czarną spódniczkę sięgającą powyżej kolan, do tego czarną bokserkę i szary sweterek. Zastanawiała się do jakiego trafi domu. Tata jej trochę o tym opowiadał. Z opisu wszystkie domy wydały jej się fajne. Na peronie pojawiło się więcej ludzi. Wszyscy byli z rodzicami. Wszyscy oprócz niej. Lily ogarnął wielki smutek jak o tym pomyślała. Jej wzrok przykuł uwagę pewien przystojny blondyn. Był ubrany w ciemne szaty. Na pewno nie dorównywała mu wzrostem. Zobaczyła, że chłopak obrócił się w jej kierunku i też na nią patrzy. Szybko odchyliła się do tylu byle tylko jej nie zobaczył. Po jakiś pięciu minutach po woli wyglądała przez okno. Chłopaka już tam nie było. Lily odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała dlaczego chłopak wzbudzał w niej jakieś dziwne uczucia. Nigdy czegoś takiego nie doznała. Czy to mogło być... Nie. Pomyślała dziewczyna i postukała się w głowę. ,,Głupia jesteś Lily. Nawet go nie znasz'' pomyślała. I wtedy stało się coś czego wolałaby za wszelką cenę uniknąć. Otworzyły się drzwi do przedziału a tam... Owy chłopak z peronu. Lily poczuła, że jej twarz oblewa rumieniec. ,,Tylko nie patrz mu w oczy, tylko nie patrz mu w oczy'' powtarzała sobie w myślach dziewczyna. Jednak nie mogła dłużej ignorować blondyna, bo wyciągnął ku niej swoją rękę w geście powitalnym.
-Cześć jestem Draco Malfoy. Chyba się nie znamy?
-Nie jestem tu nowa. Nazywam się Lily. Lily Gray.
-Miło poznać. Czy te miejsca są wolne?
Serce Lily biło teraz znacznie szybciej niż powinno.
-Tak oczywiście.- odpowiedziała. ,,No i dlaczego to powiedziałaś?'' ponownie usłyszała karcący głos w głowie.
-Chłopaki wchodźcie!- zawołał blondyn i usiadł dosłownie naprzeciwko Lily. Za nim weszło 3 innych chłopaków. Dwóch strasznie napakowanych i raczej nie wyglądających na zbyt mądrych a trzeci miał ciemny kolor skóry i wydawał się być miły. - To jest Crabbe, Goyle i Blaise. Z nich trzech tylko Blaise podał jej rękę. Kiedy pociąg ruszył chłopak o imieniu Goyle wyciągnął z plecaka whiskey. Postanowiła, że jak najszybciej musi opuścić to miejsce. Już zdążyłam wstać, gdy odezwał się Draco.
-Nie napijesz się z nami?
-Nie wybacz raczej nie mam ochoty. - nie patrząc na ich reakcję Lily podniosła swoją podręczną torbę i wyszła z przedziału. Na korytarzu nikogo już nie było. Odeszła kawałek dalej i odetchnęła z ulgą. Nienawidziła  alkoholu i czuła odrazę do każdego kto go pił. Nawet kremowe piwo nie przechodziło jej przez gardło. Otrząsnęła się i poszła do toalety. Obmyła sobie twarz zimną wodą i upewniła się czy wstążka dobrze trzyma jej skrzydła po czym wyszła z powrotem na korytarz. Jakaś para się obściskiwała, a mały chłopiec podkradał czekoladki z wózka z przekąskami.
-Chcesz coś z wózka kochanie?
-Poproszę coś do picia.
-Już się robi ptaszyno.
Ptaszyno!? Pomyślała Lily. Zapłaciła za picie i zastanawiała się co dalej. Do przedziału już nie wróci za żadne skarby świata, a na pewno nie znajdzie już wolnego przedziału, więc jedyne co jej pozostało to pozostać na korytarzu do końca podróży. Po pół godzinie stania zobaczyła , że do wagonu wchodzi dziewczyna w jej wieku z długimi blond włosami. Miała kolczyki w kształcie rzodkiewek i wydawała się być miła chociaż odrobinę dziwna. Podeszła do Lily.
-Cześć jestem Luna. Ciebie chyba nie kojarzę. Jesteś nowa? - zapytała. Miała bardzo przyjemny i delikatny głos.
-Cześć ja jestem Lily i tak, jestem tu nowa. Trochę nieswojo się czuję. Nie wiem gdzie się podziać.
-Mogę tu postać razem z tobą.
-Nie chcę ci sprawiać kłopotu.
-Ale to żaden kłopot. Chętnie z tobą zostanę.
-Dziękuję.- odpowiedziała Lily. Była bardzo wdzięczna dziewczynie za dotrzymanie towarzystwa. po 15 minutach wiedziała już, że domem dziewczyny jest Ravenclaw, że chodzi do piątej klasy i o dziwo zna jej kuzyna. Po spędzeniu ze sobą całej podróży były już nie rozłączne. Wyszły z pociągu trzymając się pod rękę i już chciały zająć miejsce na powozie, gdy podszedł do nich jakiś mężczyzna z długą, czarną szatą i równie czarnymi, tłustymi włosami.
-Lily Gray?
-Tak to ja.
-Pójdziesz teraz ze mną.
Dziewczyna pożegnała się z Luną i ruszyła niechętnie za dziwnym mężczyzną. 
-Zanim cokolwiek zrobisz musimy cię przydzielić do domu.- mówiąc to wepchnął Lily do Wielkiej Sali. Zapanowała cisza. Poczuła, że jej twarz oblewa rumieniec. Wtedy wstał dyrektor i przerwał ciszę.
-To jest nasza nowa uczennica. Nazywa się Lily Gray i będzie chodziła do piątej klasy. Zapraszam cię na ten stołek Lily. 
Czarownica szła w kierunku stołka czując na sobie setki spojrzeń. Gdy już usiadła jakaś stara kobieta nałożyła jej podarty kapelusz na głowę. 
-Hmmm no tak, tak wiele przeżyłaś.- usłyszała w swojej głowie- Wyczuwam w tobie cierpienie i ból, ale również siłę i odwagę. Myślę, że najlepszym domem dla ciebie będzie... SLYTHERIN!!!
*     *     *

Tak tym miłym akcentem kończę pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podobało jeśli będą jakieś błędy to przepraszam, ale piszę ten wpis o 24 XD Proszę o zostawienie komentarzy, z tym co wam się podoba lub nie oraz ze swoimi własnymi pomysłami. Dziękuję za czytanie :)

czwartek, 15 sierpnia 2013

PROLOG

-Mamo? A dlaczego nie mogę pójść pobawić się z tymi dziećmi?- spytała mała Lily, zerkając z zaciekawieniem na plac zabaw za oknem
-Kochanie już o tym rozmawiałyśmy.- powiedziała kobieta podchodząc do córki- Wiesz przecież, że jesteśmy inne niż wszyscy. Ludzie boją się wszystkiego co inne. Lecz kiedy zrozumieją, że nie ma się czego bać, stajesz się pośmiewiskiem.
-A dlaczego jesteśmy inne? Dlaczego my? Ja nie rozumiem!- powiedziała siedmioletnia dziewczynka. Po jej policzkach spłynęły łzy.- Ja chcę do taty! Tata jest normalny! Chcę być taka jak on!
-Lily nie krzycz do mnie! Idź do swojego pokoju! Natychmiast!
Dziewczynka rozpłakała się na dobre i pobiegła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadła na łóżku starając się zrozumieć to wszystko. Jej długie włosy opadały falami na plecy. Po godzinie stwierdziła, że to głupie i nie ma sensu dalej myśleć. Bez kąpieli i kolacji zasnęła pochlipując. Kobieta weszła po cichu do jej pokoju. Policzki Lily były czerwone. Mama dotknęła jej czoła. ,,Cała rozpalona, nos zatkany.''
-Oj dziecko, co ja z tobą zrobię?
Przebrała małą w piżamkę i położyła się obok niej. Dziewczynka otworzyła oczy i wtuliła się w matkę.
-Mamusiu nie bądź zła.
-Nie jestem. To nie twoja wina.
-Zaśpiewasz mi kołysankę?
-Dobrze.
-Mamo... Kocham cię. 


Skarbie mój
  ty śpij, ty śpij
 Skarbie mój, do snu ci
  będę grał.
 Kiedyś tam będziesz miał
  dorosłą duszę
 Kiedyś tam..
Kiedyś tam...
Ale dziś jesteś mały
Jak okruszek
Który los rzucił nam
Seweryn Krajewski
,,Kołysanka dla Okruszka''

*     *     *

Uwaga! Podajemy najnowsze informacje. Dziś wieczorem zmarła 32-letnia kobieta. Została pchnięta nożem w brzuch a następnie okradziona. Zmarła na miejscu. Osierociła córeczkę.

*     *     *

Lily ubrana w czarną sukienkę patrzyła po raz ostatni na swoją mamę. Była nienaturalnie blada i sztywna. Jej twarz nie wyrażała już żadnych uczuć. Dziewczynka chciała do niej podejść, przytulić jeszcze chociaż jeden raz. Jednak wiedziała, że to nic nie zmieni. Po pogrzebie  zawieziono ja do domu dziecka na Penge Road. Przebrali ją w szary fartuszek a włosy związali w dwa warkoczyki również szarymi wstążkami. Dostała też buciki w tym kolorze. Nie podobało jej się to. Zastanawiała się gdzie jest jej tata. Nie wiedziała go na pogrzebie mamy, ani później. Po przebraniu została zabrana do swojej przełożonej.
-W tym miejscu obowiązują pewne zasady. Pobudka jest o 6.30. O 7 zaczyna się śniadanie, o 14 obiad, a o 19 kolacja.Między posiłkami każdy ma prace do wykonania i nawet nie chcę słyszeć sprzeciwów. Pamiętaj, że nie jesteś już w domu młoda damo, a ja nie jestem twoją matką. Pocztę otwieram ja, i ja decyduję, czy ją otrzymasz.
-Ta zasada jest jakaś głupia.- powiedziała Lily- Nie powinna pani czytać czyichś prywatnych listów, prawda?
-Zamilcz! Nie chcę słyszeć sprzeciwu! Z wielką niechęcią daję ci list od twojego ojca, ale w zamian za to nie jesz dzisiaj kolacji. A teraz marsz do pokoju!- powiedziała wręczając dziewczynce list i klucz z numerkiem do pokoju, a następnie wypchnęła ją za drzwi swojego gabinetu. Dziewczynka znalazła swój pokój. Wszystko było szare. Pościel, ściany, zasłony , dywan,piżamka.
-Ale okropny pokój.- stwierdziła Lily - Nigdy w życiu gorszego nie widziałam.
 Usiadła na łóżku i otworzyła list od taty.
Droga Lily!
      Wybacz, że nie przyjadę na pogrzeb, ale musisz wiedzieć, że czasy są ciężkie. Bardzo za Tobą tęsknię. Może, gdy będzie lepiej zabiorę Cię do siebie. Póki co musisz być silna. Proszę żebyś była grzeczna i silna. Nigdy nie zapominaj kim naprawdę jesteś.
      Całusy
P.S. Co miesiąc będę ci przesyłał pieniążki, żebyś miała na ubrania, czy rzeczy do szkoły.
Gregory Gray