Music

sowiarniahomepageo mnieHTML Map

piątek, 23 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ III

Położyłam się na łóżku, zasłoniłam kotary, rzuciłam krótkie dobranoc dziewczynom, które już od dawna spały i... Zaczęłam płakać. Dlaczego musiał tam wejść akurat w takiej chwili? Właśnie wtedy kiedy płakałam. Z resztą czego mógł chcieć taki ktoś jak on od kogoś takiego jak ja. Widać było, że jest znany i szanowany, nie mówiąc już o pochodzeniu. A ja? Zwykły mieszaniec. Cicha, szara myszka, której jak tylko tylko poczuje alkohol robi się niedobrze. Chyba najlepiej będzie zagłuszyć w sobie uczucia. I tak nic by z tego nie było. Wystarczyło pociągnąć za wstążkę, żeby wszystko się zaczęło sypać. Nikt nie chciałby pakować się w taki związek. Tak sobie myślałam i układałam różne rzeczy i nawet nie zauważyłam kiedy minęła cała noc. Wstałam i przygotowałam się kiedy dziewczyny jeszcze spały. Zeszłam na śniadanie zastanawiając się jak naprawić to co się wczoraj stało, bo patrząc na to ze strony Malfoya to nie było za fajne go potraktowałam. Weszłam do Wielkiej Sali i zobaczyłam, że Draco siedzi przy stole sam. Postanowiłam się do niego dosiąść i wszystko wyjaśnić.
-Cześć.- powiedziałam cicho
-Cześć...
-Wiesz przepraszam. Wczoraj się naprawdę głupio zachowałam. Po prostu nie byłam w nastroju. Nie powinnam tak zareagować.
-Nie no spoko...
-To co zgoda?- zapytałam z miną słodkiego szczeniaczka
-Zgoda.- powiedział uśmiechając się do mnie- A właściwie to co się wczoraj stało? W sensie dlaczego płakałaś?
Trafił w czuły punkt. Zaczęłam szybciej oddychać. Nie chciałam o tym rozmawiać, ale z drugiej strony nie chciałam żeby sytuacja z wczoraj się powtórzyła.
-No wiesz...
-To znaczy jak nie chcesz to nie musisz mi mówić.- szybko zreflektował się Draco
-Tak na razie raczej nie chcę. Może kiedy indziej.
-Tak... No to słyszałem, że masz już ksywkę?
-Tak. Wszystkim coś się popieprzyło i nazywają mnie ptaszyną.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Musisz się przyzwyczajać, bo dużo tu takich ludzi. I chyba też się do nich zaliczasz? W pozytywnym sensie oczywiście.- dodał z uśmiechem.- Wiesz Pansy coś mówiła, że z Mili w waszym dormitorium robią imprezę. Tym razem chyba będziesz?
-No jakby mnie nie było to pewnie umarlibyście z tęsknoty za swoim wróbelkiem.
-Z pewnością.
Już chcieliśmy wstawać kiedy podeszła do nas jakaś banda Gryfonów.
-Draco? Kto to jest?- powiedziałam chowając się za chłopakiem
-Jak to Lily. Własnego kuzyna nie poznajesz?- zapytał chłopak z czarnymi włosami. Był dosyć wysoki i strasznie chudy. Miał lekko krzywe zęby.
-Co ty mówisz Longbottom?
-Dobrze wiesz co on powiedział.- warknął jakiś rudy chłopak z tyłu
-Lily to twój kuzyn?- zapytał mnie Draco
-Na to wychodzi, ale jakoś po jego zachowaniu chyba nie chcę z nim mieć nic wspólnego.
-Ty nie chcesz mieć nic wspólnego z Nevillem? To z nim nie powinnaś się zadawać.- powiedział rudy i ruchem głowy wskazał na Mafoya
-Chodź stąd Draco.- powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękaw. Tamci jeszcze długo się za nami oglądali.
-To naprawdę twój kuzyn?
-No aż sama zwątpiłam...
-Dobra trudno. Chodźmy na eliksiry. Apropos z kim siedzisz?
-W sumie to sama nie wiem.
-To dobrze się składa, bo ja też nie wiem. Siedzimy razem?
-Ok.- zgodziłam się. Byłam bardzo usatysfakcjonowana. Jedyne co mi się nie podobało to zachowanie tych Gryfonów.
-A dlaczego ludzie z Gryffindoru nas nie lubią?
-Bo to głupki. My też za nimi nie przepadamy. Zwłaszcza za Potterem, Weasleyem i tą szlamą Granger.
-Ten rudy był straszny...
-Bo jest rudy.- powiedział Draco i razem ze śmiechem weszliśmy do lochów gdzie odbywały się zajęcia z eliksirów.
-Proszę, proszę. Pierwsza lekcja i spóźnienie.- odezwał się chłodny głos profesora- Siadać do ławki.
Wolna była tylko ta z przodu. Oczy wszystkich Gryfonów były zwrócone w naszą stronę. Starałam się to zignorować.
-Dzisiaj zajmiemy się eliksirem spokoju. Na tablicy macie wszystkie wskazówki. Jako że jest to pierwsza lekcja panny Gray będziesz pracowała w parze z Draconem. Do roboty. No już. Longbottom czy ty nawet przez pięć sekund nie możesz się powstrzymać przed podpaleniem szaty swojemu koledze?
-Dobra to może ty rozpal a ja pójdę po składniki.- zaproponował Draco i podszedł do szafki z rzeczami potrzebnymi do sporządzenia mikstury. Cała lekcja minęła raczej spokojnie nie licząc tych kilku wypalonych dziur w szacie mojego kuzyna. Znad kociołka przy którym pracowaliśmy z Malfoyem unosiła się srebrna mgiełka. Snape nagrodził nas pięcioma punktami dla domu i nie powiem, że miło się patrzyło jak Ron z trudem wydobywał jakieś gluty z kociołka. Przy wychodzeniu z klasy ktoś mnie złapał za rękaw. Był to Neville.
-Czego chcesz ode mnie?- zapytałam- Znowu będziesz mnie pouczał?
-Nie. chciałem cię przeprosić za dzisiejszą akcję. Trochę głupio wyszło. Nie mam nic do tego z kim się zadajesz. Zgoda?- zapytał z zakłopotaniem i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ok. Niech będzie.
-Jakbyś chciała porozmawiać to wiesz. Nie krępuj się. To do zobaczenia.
Udaliśmy się do kolejnej sali, w której odbywały się zajęcia OPCM. Usiadłam z Nevillem, żeby trochę się zapoznać. Nie wszyscy Ślizgoni dobrze to przyjęli (w tym również  Draco) no ale cóż. Rodzina to rodzina. Na ławkach leżały tylko różdżki.
-Dzień dobry dzieciaczki.- odezwał się przesłodzony głos.- Macie schować różdżki. Nie będą wam potrzebne. Zamiast tego dostaniecie podręczniki opracowane przez ministerstwo. Proszę wyciągnąć pióra i pergaminy.
Kilku Gryfonów jęknęło z niezadowolenia. Dostaliśmy jakiś rozdział do czytania. W klasie było strasznie cicho. Jedyne dźwięki wydawały koty z obrazków na ścianach. Oczywiście komuś musiało nie pasować to co robimy. Hermiona podniosła rękę. Wszyscy się na nią patrzyli. Zaczęła się kłócić z profesor Umbridge, że to niedorzeczne, że nie będziemy używać zaklęć (cóż mnie to też zbytnio nie ucieszyło). Do kłótni dołączyli też inni Gryfoni. Wtedy Potter zaczął coś mówić o powrocie Voldemorta i tak oto dostał szlaban. Po zajęciach udaliśmy się na obiad. Nałożyłam sobie tylko trochę sałatki i ziemniaków.
-Jejku ty nawet jesz jak ptaszek.- powiedziała Pansy.
-Właśnie nie przesadzasz?- zgodziła się z przyjaciółką Mili.
-Ja zawsze tak jem. Mi to wystarcza.
-Dziewczyny mają rację. Przecież ty nam zemdlejesz na zajęciach.- powiedział Blaise z troską w głosie.
-Ojeju ludzie. Zawsze tak jadłam i jakoś żyję.- powiedziałam troszkę podirytowana. Chociaż fajnie było poczucie, że ktoś się o mnie jednak troszczy.
-Ma racje. Dajcie jej spokój.- zgodził się ze mną Draco- Ale możemy ci wziąć jakąś kanapkę na zajęcia w razie czego.
-No niech wam będzie.
Po posiłku udaliśmy się na błonia na pierwszą lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Mieliśmy rysować jakieś małe stworzonka. Jak zawsze musieliśmy się o coś pokłócić z Gryfonami, jednak nie zwracałam na to zbytnio uwagi. Rysowanie było moją pasją. Po godzinie rysunek był już gotowy.
-Pani profesor. Już skończyłam.- powiedziałam nieśmiało
-Bardzo ładny rysunek Gray. Dzięki temu twój dom zyskuje dziesięć punktów.
Przez jakieś 15 minut pomagałam Pansy z jej szkicem, bo nie szło jej to za dobrze. Prawie się rozpłakała, więc powiedziałam, że jej w tym pomogę jak wrócimy do zamku. Wolny czas postanowiłam spędzić z Luną i odrobić wspólnie chociaż część zadań, które nam zadali. Nie miałam ochoty na kolację, więc od razu udałam się do dormitorium przyszykować się na dzisiejszą posiadówkę (wolałam tak to nazywać). Ubrałam asymetryczną, miętową sukienkę do tego balerinki. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy splotłam w dobieranego na bok. Patrząc na Pansy i Mili ubrałam się naprawdę skromnie. Pansy założyła sukienkę z gorsetem w odcieniach czerwieni i czarne koturny. Natomiast Mili ubrała Czarną sukienkę z falbanami i do tego zamszowe szpilki wysokie chyba na 15 cm. Do tego obie nałożyły chyba tonę makijażu.
-No to co sikorko? Zaczynamy się przyzwyczajać do alkoholu?- zapytała otwierając wódkę.
-Cóż nie ma innego wyjścia.
Chłopaki przyszli tak około 20. Blaise założył fioletową koszulę i ciemne spodnie. Draco ubrany był w czarną marynarkę i czarne spodnie, które przy nogawkach się zwężały. To podkreśliło jego dobrze zbudowane nogi. Był taki przystojny w tym zestawie. Chwila moment. Lily opanuj się. Znasz go dopiero dwa dni. Jednak ta myśl ciągle nieświadomie pojawiała się w mojej głowie. Kiedy moi towarzysze już opróżnili jedną butelkę wódki zaczęła się gra w butelkę. Po jakiś 15 minutach  Blaise siedział bez koszuli, Draco z fioletowymi włosami i wiedzieliśmy o sobie trochę ciekawostek. Znowu padło na mnie. Wyzwanie wymyślał mi Blaise co było trochę przerażające. Nalał do kieliszka trochę whiskey.
-A teraz to wypijesz ptaszyno.
-Śmieszny jesteś.- odparłam.
-Musisz to zrobić. Takie są zasady.- powiedział i podał mi kieliszek- Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Przechyliłam kieliszek i cały płyn wleciał mi do ust. Szybko przełknęłam i zaczęłam się krztusić. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam, że się duszę. Zrobiło mi się gorąco, więc szybko zdjęłam sukienkę. Czułam każdą kroplę alkoholu płynącą w mojej krwi. To było straszne. Zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam. Na szczęście szybko złapałam się jakiejś półki. Przytknęłam czoło do lustra. 
-Lily? Wszystko dobrze?- usłyszałam głos Pansy.
-Tak jasne.- powiedziałam niezbyt przekonującym głosem. Opłukałam twarz zimną wodą. Łzy leciały mi po policzkach. Czułam straszliwy ból w każdej komórce swojego ciała. To nie był najlepszy pomysł z tą grą w butelkę. Mogłam się spodziewać, że każą mi się napić. Kiedy już trochę uspokoiłam oddech założyłam swoją piżamę. Z czerwoną twarzą wyszłam do dormitorium. Wszyscy się na mnie patrzyli. Zignorowałam to i położyłam się w łóżku. Zasłoniłam kotary i ignorując wszystkie uwagi kolegów, założyłam słuchawki i zasnęłam.

*     *     *

-Jej nie wiedziałem, że aż tak na to zareaguje.- powiedział Blaise trochę przygaszony- Pierwszy raz widziałem taką reakcję.
-Racja. Nie powinniśmy jej zmuszać do wypicia tego świństwa.- potwierdziła Milicenta. 
Reszta wieczoru upłynęła w ciszy. Wszyscy posnęli. Wszyscy oprócz Malfoya. Pansy i Mili leżały na swoich łóżkach jeszcze w ciuchach a Blaise oparty o ścianę. Blondyn zastanawiał się jak z Lily. Czy już jest lepiej? Chyba jak sprawdzę to nic się nie stanie.- pomyślał Draco i podszedł do łóżka Lily. Odsłonił delikatnie kotary i zobaczył ją. Śpiącą, piękną ale smutną. Usiadł koło niej na łóżku i dotknął jej czoła. Była rozpalona. Przybliżył swoją twarz do jej twarzy niepewny tego co robi. Szepnął jej tylko do ucha ,,Dobranoc'' i wyszedł z dormitorium dziewczyn nieświadomy tego, że Lily  wiedziała co się przed chwilą stało...

To mamy rozdział trzeci. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż mi samej wydaje się trochę prymitywny. W następnym rozdziale rozwinę temat z ,,prawdziwym ja''  Lily. UWAGA! Bardzo proszę, jeżeli już tu jesteście to zostawiajcie komentarze, bo naprawdę nie wiem czy mam dla kogo pisać XD Do następnego razu ;)



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ II

Przy stole Ślizgonów wybuchły głośne brawa. Lily pomaszerowała w tamtą stronę posyłając uśmiech Lunie, która również klaskała. Ron pochylił się do Nevilla.
-Neville? Czy to aby na pewno twoja kuzynka?
-Cóż jeżeli za drzwiami nie trzymają innej Lily Gray to chyba to jest ona.
-Masz kuzynkę w Slytherinie?- spytał z zaciekawieniem Potter.
-Na to wychodzi. W tym roku doszła do szkoły i proszę w co się wpakowała.- mówił patrząc na Lily witającą się z Pansy Parkinson i Milicentą Bulstrode. -Ciekawe czy da się ją jeszcze wyratować...
-Najważniejsze żeby nie zaprzyjaźniła się  tym zarozumialcem.-Powiedział Ron i ruchem głowy wskazał na Dracona.
*     *     *

-Świetnie, że jesteś z nami w Slytherinie.-powiedziała Pansy do Lily.
-Też się cieszę. - odpowiedziałam koleżance. Była naprawdę miła. Z resztą tak samo jak Milicenta. Czułam, że szybko się tu zadomowię. Podczas deseru rozglądałam się kto jeszcze siedzi przy stole, i wtedy zobaczyłam... O nie to ten blondyn. Nie dość, że jesteśmy w tym samym wieku to jeszcze w tym samym domu. Nie wiedziałam czy to przeżyję. I jeszcze ci jego koledzy. Na pewno będą pić w pokoju wspólnym.
-Co jest Lily?- zapytała Pansy.- Chyba od 10 minut trzymasz łyżkę z galaretką w powietrzu.
-Nie. Nic. Zamyśliłam się.
Szybko skończyłam jeść galaretkę. Dyrektor wstał i powiedział, żebyśmy poszli do swoich dormitoriów.
-Chodź Lily. Będziesz z nami w pokoju.- powiedziała Milicenta. Uśmiechnęłam się do niej. Wzięłam swoje nowe koleżanki pod rękę i dałam się poprowadzić do lochów, gdzie znajdowały się nasze dormitoria. W pokoju były 3 łóżka wybrałam sobie środkowe. Walizki już tu były. Jedno zaklęcie i wszystko rozpakowałam. Poszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Upewniłam się, że drzwi są dobrze zamknięte i rozwiązałam wstążkę z talii. Skrzydełka rozwinęły się delikatnie. popatrzyłam w lustro i podziwiałam je. Były takie piękne. Weszłam pod prysznic i ustawiłam gorącą wodę. Po wyjściu spod prysznica niechętnie związałam skrzydła na nowo, ubrałam się w piżamę, umyłam zęby i wyszłam z łazienki. W mokrych włosach i fioletowej piżamie położyłam się na łóżku. Nagle usłyszałam, że drzwi się otwierają. To był Blaise. 
-Witaj ptaszynko. Jak ci się podoba w nowym domu?
-Ludzie co wy macie z tą ptaszyną?
-Cóż, chyba mamy dla ciebie ksywkę.- odpowiedział z uśmiechem i potargał moje mokre włosy.
-No niech ci będzie. 
-Idziecie już spać?
-A co masz jakąś inną propozycję?- powiedziałam z przekąsem
-Hmmm. Zastanówmy się. Mamy kilka butelek whiskey...
-Nie wiesz co chyba jednak idę spać.
-W porządku. Ale możesz przyjść jeśli zmienisz zdanie.- uśmiechnął się i wyszedł.
-Pansy! Idę do pokoju wspólnego!- krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam. W pokoju było pusto. Usiadłam na dywanie przed kominkiem i patrzyłam na płomienie. 

*     *     *

-Malfoy! Co ty taki przygaszony?- spytał Goyle- Nic nie pijesz...
-Jakoś nie mam ochoty.
-Czyżbyś myślał o naszej ptaszynie?- zapytał zgryźliwie Blaise
-Zastanawia mnie jedna rzecz. Co ona ma do picia? Wiele dziewczyn chciałoby się ze mną napić a ona tak po prostu wyszła.
-I raczej nie zmieni zdania. Pytałem się czy nie chciałaby przyjść do nas dzisiaj. Jednak słowo whiskey trochę dziwnie na nią podziałało.- powiedział Blaise
-No tak. Wiecie co? Muszę wyjść na chwilę. Zaraz wrócę.- wstał i wyszedł z dormitorium. A w pokoju przed fotelem zobaczył swoją największą zagadkę- Lily. Siedziała przed kominkiem. Jej zielone oczy szkliły się w blasku ognia.  Widać, że była smutna. Usiadł obok niej. 
-Co tu robisz?- zapytała wstając i ocierając oczy.
-No cóż to pokój wspólny.
-No tak. Ja już miałam iść więc dobranoc.- odwróciła się i wybiegła z pokoju. Co w niej takiego jest? Zadawał sobie pytanie Draco, lecz jeszcze długo nie miał poznać odpowiedzi na to pytanie.


No tak to mamy drugi rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba chociaż jest trochę krótki. Myślę, że niedługo sytuacja się rozwinie i będzie trochę więcej akcji. Zapraszam na bloga koleżanki http://rodzenstwo--potter.blogspot.com/. Dziękuję za czytanie :) a następny rozdział na pewno pojawi się w tym tygodniu.


sobota, 17 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ I

-Lily ja nie rozumiem.- mówiła pani Sophie do 15-letniej dziewczyny- Naprawdę jak mogli cię znowu wyrzucić ze szkoły. To już trzeci raz!
-Ale proszę pani to nie moja wina. Wie pani jaka jest sytuacja.
-Nie obchodzi mnie kim jesteś ani jak cię widzą te dziwolągi. Obchodzi mnie to, że znowu trzeba znaleźć ci szkołę.
-Przecież tata napisał, że rozmawiał już z dyrektorem, do którego ma pełne zaufanie i wie, że jego nie będzie obchodziło to kim jestem.
-Dobrze, ale wiedz, że  to już ostatnia szansa. Jeżeli ktoś mi się poskarży na ciebie jeszcze raz to obiecuję ci, że nie wyjdziesz z tego budynku dopóki nie ukończysz 18 lat. Rozumiemy się?
-Tak jest...- powiedziała Lily nieco przygnębiona. Wyszła z gabinetu i skierowała się ku ogrodowi. Było lato. Na dworze było tak pięknie. To jedyne miejsce, w którym Lily mogła znaleźć spokój i ukojenie. Jedyne co jej w tym momencie nie pasowało to wstążka zawiązana dookoła jej talii. Jednak wiedziała, że bez niej raczej nie może wychodzić ze swojego pokoju. Usiadła na huśtawce i zaczęła myśleć jak będzie w nowej szkole (o ile się tam dostanie). Miała tylko nadzieję, że będzie lepiej. Że nikt się nie dowie. Nagle usłyszała trzask. Znała ten dźwięk. Zapewne niedługo ukaże się jakiś czarodziej. I nie pomyliła się. Jej oczom ukazał się starszy pan z długą siwą brodą. Był ubrany w długie szaty i dziwny kapelusz.
-Witaj. Ty pewnie jesteś Lily.-odezwał się starzec. Na oko miał około 70 lat.
-Tak a pan to kto?
-Nazywam się Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Hogwartu - szkoły, do której będziesz w tym roku chodzić. Pomyślałem, że będzie lepiej jak powiem ci to osobiście. Wiem też kim tak naprawdę jesteś. Chciałem się spytać... Czy możesz mi pokazać?
-Chodzi panu o..- mężczyzna w odpowiedzi kiwnął głową. -Zgoda.- W tym momencie Lily odwiązała wstążkę a spod bluzki wyłoniły się piękne, fioletowe, przejrzyste i delikatne skrzydełka. Dziewczyna odwróciła głowę jakby lekko zawstydzona.
-Piękne. -powiedział starzec.- Musisz wiedzieć Lily, że w naszej szkole nie uznamy cię za dziwadło. Jednak muszę cię spytać czy chcesz żeby inni wiedzieli kim jesteś.
-Niekoniecznie. - powiedziała Lily z powrotem związując skrzydła wstążką. - Myślę, że nie wszystkim się spodoba to, że po szkole chodzi dziewczyna z jakąś naroślą na plecach.
- No cóż. To twój wybór. Tata ci napisze jak dostać się na peron. Myślę też, że większość rzeczy potrzebnych do szkoły już masz. Daję ci tylko spis podręczników i żegnam się. Mam sporo spraw do załatwienia. Do widzenia Lily.
- Do widzenia panu. - powiedziała Lily. Nie wiadomo dlaczego jakoś polubiła tego staruszka. Nie wiedziała czy się cieszyć z faktu iż od września zaczyna nowe życie w nowej szkole. Bała się, że wszystko skończy się tak samo jak poprzednio. Nawet nie zauważyła jak upłynęły 2 godziny na rozmyślaniach i trzeba było znowu wrócić do rzeczywistości. Zaplotła sobie długie dwa warkocze (bo przecież w rozpuszczonych włosach nie pokaże się przed panną wiecznie marudną Sophie) i ruszyła w stronę budynku, którego tak bardzo nienawidziła.

*     *     *

Lily jeszcze długo przed przyjazdem pociągu czekała na peronie. Nie było jeszcze tak dużo ludzi, więc mogła być spokojna o wolny przedział. Tata napisał jej, że w Hogwarcie jest jej kuzyn, który nazywa się Neville Longbottom.  Na ramieniu siedziała jej papuga Delora. Dziobnęła Lily czule w ucho chcąc poprawić jej humor. I udało jej się. Za moment obie ujrzały pociąg. Był wielki, a na przedzie widniał napis Hogwart. Lily poczuła się jakby miała motylki w brzuchu. Niepewnym krokiem ruszyła w stronę wejścia. Szybko znalazła wolny przedział. Założyła słuchawki na uszy i opadła na siedzenie. Jej włosy opadały falami na piersi. Była ubrana w czarną spódniczkę sięgającą powyżej kolan, do tego czarną bokserkę i szary sweterek. Zastanawiała się do jakiego trafi domu. Tata jej trochę o tym opowiadał. Z opisu wszystkie domy wydały jej się fajne. Na peronie pojawiło się więcej ludzi. Wszyscy byli z rodzicami. Wszyscy oprócz niej. Lily ogarnął wielki smutek jak o tym pomyślała. Jej wzrok przykuł uwagę pewien przystojny blondyn. Był ubrany w ciemne szaty. Na pewno nie dorównywała mu wzrostem. Zobaczyła, że chłopak obrócił się w jej kierunku i też na nią patrzy. Szybko odchyliła się do tylu byle tylko jej nie zobaczył. Po jakiś pięciu minutach po woli wyglądała przez okno. Chłopaka już tam nie było. Lily odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała dlaczego chłopak wzbudzał w niej jakieś dziwne uczucia. Nigdy czegoś takiego nie doznała. Czy to mogło być... Nie. Pomyślała dziewczyna i postukała się w głowę. ,,Głupia jesteś Lily. Nawet go nie znasz'' pomyślała. I wtedy stało się coś czego wolałaby za wszelką cenę uniknąć. Otworzyły się drzwi do przedziału a tam... Owy chłopak z peronu. Lily poczuła, że jej twarz oblewa rumieniec. ,,Tylko nie patrz mu w oczy, tylko nie patrz mu w oczy'' powtarzała sobie w myślach dziewczyna. Jednak nie mogła dłużej ignorować blondyna, bo wyciągnął ku niej swoją rękę w geście powitalnym.
-Cześć jestem Draco Malfoy. Chyba się nie znamy?
-Nie jestem tu nowa. Nazywam się Lily. Lily Gray.
-Miło poznać. Czy te miejsca są wolne?
Serce Lily biło teraz znacznie szybciej niż powinno.
-Tak oczywiście.- odpowiedziała. ,,No i dlaczego to powiedziałaś?'' ponownie usłyszała karcący głos w głowie.
-Chłopaki wchodźcie!- zawołał blondyn i usiadł dosłownie naprzeciwko Lily. Za nim weszło 3 innych chłopaków. Dwóch strasznie napakowanych i raczej nie wyglądających na zbyt mądrych a trzeci miał ciemny kolor skóry i wydawał się być miły. - To jest Crabbe, Goyle i Blaise. Z nich trzech tylko Blaise podał jej rękę. Kiedy pociąg ruszył chłopak o imieniu Goyle wyciągnął z plecaka whiskey. Postanowiła, że jak najszybciej musi opuścić to miejsce. Już zdążyłam wstać, gdy odezwał się Draco.
-Nie napijesz się z nami?
-Nie wybacz raczej nie mam ochoty. - nie patrząc na ich reakcję Lily podniosła swoją podręczną torbę i wyszła z przedziału. Na korytarzu nikogo już nie było. Odeszła kawałek dalej i odetchnęła z ulgą. Nienawidziła  alkoholu i czuła odrazę do każdego kto go pił. Nawet kremowe piwo nie przechodziło jej przez gardło. Otrząsnęła się i poszła do toalety. Obmyła sobie twarz zimną wodą i upewniła się czy wstążka dobrze trzyma jej skrzydła po czym wyszła z powrotem na korytarz. Jakaś para się obściskiwała, a mały chłopiec podkradał czekoladki z wózka z przekąskami.
-Chcesz coś z wózka kochanie?
-Poproszę coś do picia.
-Już się robi ptaszyno.
Ptaszyno!? Pomyślała Lily. Zapłaciła za picie i zastanawiała się co dalej. Do przedziału już nie wróci za żadne skarby świata, a na pewno nie znajdzie już wolnego przedziału, więc jedyne co jej pozostało to pozostać na korytarzu do końca podróży. Po pół godzinie stania zobaczyła , że do wagonu wchodzi dziewczyna w jej wieku z długimi blond włosami. Miała kolczyki w kształcie rzodkiewek i wydawała się być miła chociaż odrobinę dziwna. Podeszła do Lily.
-Cześć jestem Luna. Ciebie chyba nie kojarzę. Jesteś nowa? - zapytała. Miała bardzo przyjemny i delikatny głos.
-Cześć ja jestem Lily i tak, jestem tu nowa. Trochę nieswojo się czuję. Nie wiem gdzie się podziać.
-Mogę tu postać razem z tobą.
-Nie chcę ci sprawiać kłopotu.
-Ale to żaden kłopot. Chętnie z tobą zostanę.
-Dziękuję.- odpowiedziała Lily. Była bardzo wdzięczna dziewczynie za dotrzymanie towarzystwa. po 15 minutach wiedziała już, że domem dziewczyny jest Ravenclaw, że chodzi do piątej klasy i o dziwo zna jej kuzyna. Po spędzeniu ze sobą całej podróży były już nie rozłączne. Wyszły z pociągu trzymając się pod rękę i już chciały zająć miejsce na powozie, gdy podszedł do nich jakiś mężczyzna z długą, czarną szatą i równie czarnymi, tłustymi włosami.
-Lily Gray?
-Tak to ja.
-Pójdziesz teraz ze mną.
Dziewczyna pożegnała się z Luną i ruszyła niechętnie za dziwnym mężczyzną. 
-Zanim cokolwiek zrobisz musimy cię przydzielić do domu.- mówiąc to wepchnął Lily do Wielkiej Sali. Zapanowała cisza. Poczuła, że jej twarz oblewa rumieniec. Wtedy wstał dyrektor i przerwał ciszę.
-To jest nasza nowa uczennica. Nazywa się Lily Gray i będzie chodziła do piątej klasy. Zapraszam cię na ten stołek Lily. 
Czarownica szła w kierunku stołka czując na sobie setki spojrzeń. Gdy już usiadła jakaś stara kobieta nałożyła jej podarty kapelusz na głowę. 
-Hmmm no tak, tak wiele przeżyłaś.- usłyszała w swojej głowie- Wyczuwam w tobie cierpienie i ból, ale również siłę i odwagę. Myślę, że najlepszym domem dla ciebie będzie... SLYTHERIN!!!
*     *     *

Tak tym miłym akcentem kończę pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podobało jeśli będą jakieś błędy to przepraszam, ale piszę ten wpis o 24 XD Proszę o zostawienie komentarzy, z tym co wam się podoba lub nie oraz ze swoimi własnymi pomysłami. Dziękuję za czytanie :)

czwartek, 15 sierpnia 2013

PROLOG

-Mamo? A dlaczego nie mogę pójść pobawić się z tymi dziećmi?- spytała mała Lily, zerkając z zaciekawieniem na plac zabaw za oknem
-Kochanie już o tym rozmawiałyśmy.- powiedziała kobieta podchodząc do córki- Wiesz przecież, że jesteśmy inne niż wszyscy. Ludzie boją się wszystkiego co inne. Lecz kiedy zrozumieją, że nie ma się czego bać, stajesz się pośmiewiskiem.
-A dlaczego jesteśmy inne? Dlaczego my? Ja nie rozumiem!- powiedziała siedmioletnia dziewczynka. Po jej policzkach spłynęły łzy.- Ja chcę do taty! Tata jest normalny! Chcę być taka jak on!
-Lily nie krzycz do mnie! Idź do swojego pokoju! Natychmiast!
Dziewczynka rozpłakała się na dobre i pobiegła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadła na łóżku starając się zrozumieć to wszystko. Jej długie włosy opadały falami na plecy. Po godzinie stwierdziła, że to głupie i nie ma sensu dalej myśleć. Bez kąpieli i kolacji zasnęła pochlipując. Kobieta weszła po cichu do jej pokoju. Policzki Lily były czerwone. Mama dotknęła jej czoła. ,,Cała rozpalona, nos zatkany.''
-Oj dziecko, co ja z tobą zrobię?
Przebrała małą w piżamkę i położyła się obok niej. Dziewczynka otworzyła oczy i wtuliła się w matkę.
-Mamusiu nie bądź zła.
-Nie jestem. To nie twoja wina.
-Zaśpiewasz mi kołysankę?
-Dobrze.
-Mamo... Kocham cię. 


Skarbie mój
  ty śpij, ty śpij
 Skarbie mój, do snu ci
  będę grał.
 Kiedyś tam będziesz miał
  dorosłą duszę
 Kiedyś tam..
Kiedyś tam...
Ale dziś jesteś mały
Jak okruszek
Który los rzucił nam
Seweryn Krajewski
,,Kołysanka dla Okruszka''

*     *     *

Uwaga! Podajemy najnowsze informacje. Dziś wieczorem zmarła 32-letnia kobieta. Została pchnięta nożem w brzuch a następnie okradziona. Zmarła na miejscu. Osierociła córeczkę.

*     *     *

Lily ubrana w czarną sukienkę patrzyła po raz ostatni na swoją mamę. Była nienaturalnie blada i sztywna. Jej twarz nie wyrażała już żadnych uczuć. Dziewczynka chciała do niej podejść, przytulić jeszcze chociaż jeden raz. Jednak wiedziała, że to nic nie zmieni. Po pogrzebie  zawieziono ja do domu dziecka na Penge Road. Przebrali ją w szary fartuszek a włosy związali w dwa warkoczyki również szarymi wstążkami. Dostała też buciki w tym kolorze. Nie podobało jej się to. Zastanawiała się gdzie jest jej tata. Nie wiedziała go na pogrzebie mamy, ani później. Po przebraniu została zabrana do swojej przełożonej.
-W tym miejscu obowiązują pewne zasady. Pobudka jest o 6.30. O 7 zaczyna się śniadanie, o 14 obiad, a o 19 kolacja.Między posiłkami każdy ma prace do wykonania i nawet nie chcę słyszeć sprzeciwów. Pamiętaj, że nie jesteś już w domu młoda damo, a ja nie jestem twoją matką. Pocztę otwieram ja, i ja decyduję, czy ją otrzymasz.
-Ta zasada jest jakaś głupia.- powiedziała Lily- Nie powinna pani czytać czyichś prywatnych listów, prawda?
-Zamilcz! Nie chcę słyszeć sprzeciwu! Z wielką niechęcią daję ci list od twojego ojca, ale w zamian za to nie jesz dzisiaj kolacji. A teraz marsz do pokoju!- powiedziała wręczając dziewczynce list i klucz z numerkiem do pokoju, a następnie wypchnęła ją za drzwi swojego gabinetu. Dziewczynka znalazła swój pokój. Wszystko było szare. Pościel, ściany, zasłony , dywan,piżamka.
-Ale okropny pokój.- stwierdziła Lily - Nigdy w życiu gorszego nie widziałam.
 Usiadła na łóżku i otworzyła list od taty.
Droga Lily!
      Wybacz, że nie przyjadę na pogrzeb, ale musisz wiedzieć, że czasy są ciężkie. Bardzo za Tobą tęsknię. Może, gdy będzie lepiej zabiorę Cię do siebie. Póki co musisz być silna. Proszę żebyś była grzeczna i silna. Nigdy nie zapominaj kim naprawdę jesteś.
      Całusy
P.S. Co miesiąc będę ci przesyłał pieniążki, żebyś miała na ubrania, czy rzeczy do szkoły.
Gregory Gray