Dni mijały. Wszystko pięknie się układało. Arthur nie przyszedł na spotkanie w umówione miejsce, ale tłumaczyłam to sobie tym, że pewnie wypadła mu warta
czy coś takiego. Lekcje odrabiałam na bieżąco, więc o szkołę
nie musiałam się martwić.
Wracałam
właśnie sama z próby chóru szkolnego. Zazwyczaj chodziłam tam z
Luną, ale biedaczka się rozchorowała. Podśpiewując sobie cicho
nie zauważyłam, że ktoś mnie śledzi. Dopiero na siódmym
piętrze, kiedy zwolniłam trochę kroku, poczułam na sobie czyjś
wzrok. Odwróciłam się i z przerażeniem dostrzegłam Crabbe’a i
Goyle’a. Patrzyli na mnie, wyglądając jeszcze głupiej niż
zawsze (o ile to w ogóle możliwe). Przestraszyłam się nie na
żarty, bo było dosyć późno, a ten korytarz nie był zbytnio
uczęszczany. Ruszyłam pędem naprzód. Byłam w ślepym zaułku.
Wokół nie było żadnych drzwi, tylko puste ściany. Słowem - już
po mnie. Przywarłam do ściany w kącie i zobaczyłam, że te goryle
są coraz bliżej. Odcięta z jednej strony nimi, z drugiej strony
końcem korytarza, czekałam na swój koniec.
- Po co
ta cała ucieczka? – usłyszałam głos Goyle’a.
-
Czyżby ptaszynka się nas przestraszyła? – zapytał Crabbe i
wyciągnął różdżkę.
Sięgnęłam
do swojej kieszeni i z przerażeniem stwierdziłam, że zostawiłam
ją w pokoju wspólnym. Odwróciłam głowę i zamknęłam oczy.
-
Cruccio!
Nie
wiedziałam, co się ze mną stało. Na raz przeszyłam przeszywający
ból, który rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Zaczęłam
piszczeć i zwijać się z bólu na podłodze. Nigdy czegoś takiego
nie czułam. Jakby nagle tysiące igieł przebiło się przez moje
ciało. Najwyraźniej ten widok tylko rozbawił moich wrogów, bo
zaczęli się śmiać w niebogłosy. Poczułam łzy spływające mi
po policzkach. Jeden z chłopaków podniósł mnie do góry za szyję,
tak, że oddychałam z wielkim trudem.
- Nie
brakuje ci tu czegoś?- zapytał Crabbe stawiając mnie na podłodze.
- A
tak, pamiętam. – rzucił niedbale i uderzył mnie pięścią w
twarz. Z mojego gardła wydobył się zduszony krzyk, po czym upadłam
na ziemię. Prawie natychmiast zjawił się przy mnie Goyle.
- Może
byś się tak nie darła?! Niektórzy już śpią! - krzyknął i
kopnął mnie w brzuch.
Poczułam
krew napływającą mi do buz. Natychmiast ją wyplułam, dławiąc
się przy tym i podparłam się jedną ręką. Goyle już się
przymierzał do drugiego kopnięcia, gdy nagle usłyszałam czyjś
głos.
- Ej,
co tu się dzieje?
- Nie
twoja sprawa Weasley! – rzucił Goyle.
-
Właśnie, nie wtrącaj się!
Popatrzyłam
nieprzytomnie na rudego chłopaka. Nie był to Ron. Pewnie to któryś
z jego braci.
-
Ratunku… - wyszeptałam i upadłam na podłogę. Wtedy rudzielec
mnie dostrzegł, natychmiast wyciągnął różdżkę i wymierzył
nią w moich napastników. Zapadła cisza, którą od czasu do czasu
przerywał mój płacz.
-
Dobra, chodź, Goyle. Kiedy indziej się nią zajmiemy. - powiedział
Crabbe i odszedł ze swoim kolegą w kierunku schodów. Mój
wybawiciel natychmiast do mnie podbiegł i uklęknął przy mnie.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską i pomógł mi usiąść.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską i pomógł mi usiąść.
Rozpłakałam
się wtedy na dobre, zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję i
przywarłam do jego torsu. On objął mnie delikatnie i zaczął
uspokajać.
- Już
wszystko dobrze. Już sobie poszli. Spokojnie.
Nie mam
pojęcia jak długo to trwało, ale w końcu się od niego odkleiłam.
- Hej,
chyba cię nie znam. Jestem
George, a ty?
-
Lily. Tak, jestem nowa w tej szkole i coś
początki nie są za dobre. - zaśmiałam się cicho.
- Tak,
jeszcze pierwszy miesiąc nie minął a ty już masz wrogów. –
zażartował George i pomógł mi wstać. Zachwiałam się i chyba
bym upadła, gdyby chłopak mnie nie złapał.
-Powoli,
powoli. – mówił z uśmiechem. – Może cię zanieść do…
Właśnie. W jakim domu jesteś?
- W
Slytherinie. – odparłam i zwiesiłam głowę. Wiedziałam, że
chłopak jest w Gryffindorze i jeżeli jest podobny do swojego brata,
to chyba koniec naszej znajomości. Ale on tylko szerzej się
uśmiechnął i powiedział:
- A
zatem do lochów. - po czym wziął mnie na barana i z siódmego
piętra zaniósł mnie tak aż do lochów. Oparłam głowę na jego
ramieniu i uśmiechnęłam się do siebie.
-
George… - zaczęłam cicho
-
Słucham?
-
Dziękuję.- powiedziałam i przytuliłam go.
- No
wiesz, ja jestem wręcz stworzony do ratowania panien w opałach. –
zaśmiał się chłopak i odwzajemnił uścisk. Kiedy go puściłam,
zobaczyłam, że ma bluzę całą w mojej krwi.
- Ojej!
Przepraszam cię za to.- powiedziałam wskazując na dużą plamę
czerwieni.
- Nic
się nie stało. Nie martw się. – rzekł i znowu się uśmiechnął
– No to chyba jesteś mi winna spacer?
- Hmmm…
No dobrze. Będę na tyle wspaniałomyślna, że pozwolę się
zaprosić.
- To
może jutro? Jest sobota, nie ma lekcji, a po śniadaniu jest
najlepsza pogoda. – zaproponował.
-
Zgoda! – krzyknęłam entuzjastycznie. – To co? Dobranoc.
-Dobranoc.
Śpij słodko. – odpowiedział i puścił mi oczko. Zaśmiałam się
i poczułam jak moją twarz oblewa rumieniec. Odwróciłam się,
powiedziałam hasło i wzdychając weszłam do pokoju. Zobaczyłam
swoich ślizgońskich przyjaciół, którzy dzisiaj świętowali
koniec tygodnia i leżeli wszyscy nieprzytomnie na podłodze.
Starając się na nikogo nie nadepnąć weszłam do swojego
dormitorium. Odgarnęłam z twarzy włosy pozlepiane krwią.
Chwyciłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Zdjęłam z siebie
zakrwawione i przepocone ciuchy, wypłukałam je starannie w wodzie.
Po prysznicu oczyściłam pękniętą wargę i ubrałam się. Kiedy
wyszłam z łazienki, zobaczyłam Dracona siedzącego na moim łóżku.
Gdy tylko mnie zobaczył, rzucił się w moim kierunku. Myślałam,
że chce mnie przytulić i już chciałam zrobić to samo, ale on
tylko skrzyżował ręce i popatrzył na mnie z wyższością.
- O co
chodzi? Czy coś się stało? – zapytałam niepewnie.
- O co
chodzi?! Ty się mnie pytasz, o co chodzi?! – zaczął krzyczeć –
Nie udawaj mi tu niewiniątka, ty zdradziecka manipulantko!
-
Draco!
- Może
mi łaskawie wyjaśnisz, co dzisiaj takiego robiłaś u Weasley’a
na rękach?!
- Boże…
Jak ty nic nie rozumiesz! - krzyknęłam i rzuciłam się na swoje
łóżko.
- No to
proszę, wytłumacz mi! – wrzasnął i usiadł naprzeciwko mnie.
-Zapytaj
się swoich goryli! Nie mam zamiaru ci się z niczego tłumaczyć! –
mówiłam zasłaniając kotary – Dobranoc!
Malfoy
chyba zrozumiał, że źle postąpił, bo zauważyłam przez szparę
między zasłonami, jak wychodził ze spuszczoną głową. Nie
wierzyłam, że właśnie zrobił mi awanturę o coś takiego.
Zwłaszcza, że nie jesteśmy razem, czy coś. Kocham tego palanta,
ale umie mi podnieść ciśnienie jak nikt. Wtuliłam się w kołdrę
i zasnęłam.
* * *
Obudziły mnie delikatne promienie słońca, rozproszone
przez taflę jeziora. Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze godzina do
śniadania. Szybko stanęłam przed szafą. Wybrałam szare rurki i
przyduży, gruby, fioletowy sweter. Do tego naszyjnik z pandą (ten
od mamy chowałam pod ubraniem) i czarne botki. Włosy przeczesałam
parę razy szczotką i poprawiłam przedziałek. Kiedy myłam zęby,
usłyszałam głośny łomot dochodzący z pokoju wspólnego.
-Kurwa!
– dobiegł mnie głos Blaise’a.
Uśmiechnęłam
się do siebie w lustrze i dokończyłam mycie zębów. Warga nadal
była zaczerwieniona i opuchnięta, a na moim brzuchu widniał spory
siniak. Zaraz przypomniała mi się kłótnia z Malfoyem. Poczułam
ogromny smutek. Nie dość, że zostałam pobita z jego powodu to
jeszcze ma do mnie pretensje. Może po prostu taki ma charakter?
Próbowałam go usprawiedliwić. Ale przecież nie może być tak, że
mi się krzywda, a on ma to w dupie, bo jakiś chłopak wziął mnie
na barana, żebym się nie męczyła. Całkiem przystojny chłopak.
Właśnie! Przecież dzisiaj spotkanie! Na szczęście pogoda
dopisywała tego dnia. Nie przeciągając dłużej pobytu w łazience,
zbiegłam do Wielkiej Sali. Zajęłam miejsce koło Luny, która
zaciekle wydobywała resztkę ketchupu z opakowania. Kiedy zobaczyłam
swojego wybawcę, wchodzącego do Wielkiej Sali, kawałek Tosta
utknął mi w gardle a w brzuchu poczułam motylki. Chyba nie powinno
tak być? Gdy już usiadł wraz z bratem bliźniakiem i jakimś
kolegą,, popatrzył w moją stronę i tak jak wczoraj na pożegnanie
puścił do mnie oczko. Zarumieniłam się i pomachałam mu
delikatnie, po czym szybko wróciłam do swojego tosta. Zbliżał się
koniec śniadania. Wstając poczułam, że robi mi się niedobrze.
Szybko złapałam Lunę za rękę.
-
Lunałka, ja chyba nie dam rady…
Koleżanka
pomogła mi wstać i wyprostowała mnie tak, że stałam jak w
wojsku.
-
Lily Gray! Masz iść na te błonia i na ten spacer i pokazać im
wszystkim, kto tu rządzi! Jasne? – zapytała znakomicie udając
generała.
-
Tak jest! – odpowiedziałam salutując. Chwila powagi i za moment
obie nie mogłyśmy przestać się śmiać. Przytuliłyśmy się na
pożegnanie. Kiedy wychodziłam z Wielkiej Sali, ktoś mocno złapał
mnie za rękę. To był Draco. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi
oczami.
-
Lily, musimy porozmawiać.
-
Nie mamy o czym rozmawiać! – powiedziałam wyrywając się z jego
uścisku.
-
Lily, błagam… Ja przepraszam! – jego słowa i postać tonęły w
tłumie uczniów, chcących zjeść śniadanie, aż całkowicie
zniknął mi z oczu. Stanęłam jak wryta, nie wiedząc co robić.
Wrócić tam, czy zignorować go i iść na spotkanie z Georgem jak
gdyby nigdy nic? Stałam tak, aż odpowiedź sama przyszła. Pośród
tłumu, ktoś znowu złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją
stronę, pilnując, żebym nie upadła. To był George.
-
Hej! – powiedziałam i przytuliłam go na powitanie.
-
Hej, mała! – odwzajemnił uścisk. – Jak tam? Rany się goją?
-Prawie.
Gdyby nie ty prawdopodobnie nie miałyby możliwości.
-Czemu?
– zapytał zdziwiony.
-Wiesz…
Po moim poprzednim wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego, zaczęli mi
grozić. Już raz od nich dostałam w twarz. Wczoraj był drugi.
-Co
oni do ciebie mają? To aż dziwne…
-
No, bo chodzi o to, że są chyba zazdrośni o Malfoya.
-Coraz
mniej z tego wszystkiego kapuję.
-Nie
dziwię ci się. Sama ledwo sobie z tym radzę. Ostatni miesiąc nie
był najlepszy.
Kiedy
George zauważył, że robię się smutna, postanowił mnie
rozweselić i całkiem nieźle mu to wyszło. Wyciągnął z kieszeni
małe, puchate, latające zwierzątko, przypominające czarną kulkę.
-
Ma na imię Raven. Teraz jest twoja.
Popatrzyłam
na niego z niedowierzaniem, po czym z piskiem rzuciłam mu się na
szyję z taką siłą, że oboje wylądowaliśmy na trawie. Śmiałam
się jak nigdy. Raven bezpiecznie wylądowała na mojej dłoni, a ja
bezpiecznie włożyłam ją do kieszeni swetra. Wspólnie z Georgem
stwierdziliśmy, że skoro już siedzimy, nie ma sensu szukać
lepszego miejsca. Usiadłam po turecku i zaczęłam nerwowo skubać
trawę. Nie wiedziałam, że chłopak ciągle mi się przygląda.
-
Więc… Ron to twój brat? – zaczęłam rozmowę.
-
Tak, chociaż w sumie nie przyznaję się do niego.
-Haha!
Nie dziwię ci się. – wypaliłam.
-
Niestety bywa bardzo wybuchowy. Czyżbyś już się o tym przekonała?
-Taaa…
Może troszkę. Gdyby nie Draco to chyba… - urwałam zdanie. Na
wspomnienie blondyna znowu ogarnął mnie smutek.
-
Coś się stało? – zapytał George po minucie milczenia.
-
Nie, nic takiego. Po prostu nic nie układa się tak jak powinno.
-
Rozumiem… Hej może jak będziemy w Hogsmade skoczymy razem na
kawę, co? – zapytał i trącił mnie w ramię. Zaśmiałam się
pod nosem.
-
Zgoda. Ja nie wiem jak ty to robisz, że tak skutecznie poprawiasz mi
humor. – zaśmiałam się.
-Hah!
No cóż, ma się ten talent.
-Haha!
Jaki skromny!
-
Ja? Oj weź już nie przesadzaj, bo się zarumienię, - powiedział
udając nieśmiałego.
-Wiesz?
Masz rację! Przesadzam! – odparłam i przewróciłam go na bok, na
trawę. Jednak on jakby wyczuwał co chcę zrobić, szybko złapał
moje ręce i pociągnął mnie za sobą. Wylądowałam twarzą na
jego klatce piersiowej, która trzęsła się pod wpływem śmiechu.
Słyszałam bicie jego serca. Leżałam tak i nie zamierzałam nawet
w najmniejszym stopniu tego zmieniać. Chłopak objął mnie
ramieniem i leżeliśmy tak w ciszy aż zasnęłam. Obudziły mnie
czyjeś krzyki. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Rona biegnącego w
naszą stronę.
-Ty
podła suko! – krzyknął w moją stronę.
-Ron!
– zawołał jego brat i posłał mu surowe spojrzenie.
-Wiesz
co? Myślałem, że stać cię na więcej niż jakąś ślizgońską
wywłokę! Jeszcze ci nie powiedziała?
-Niby
czego? – zapytał George patrząc raz na brata, raz na mnie.
-Właśnie,
czego? – spytałam zdenerwowana.
-Jak
to czego? Tego, że kręcisz z Malfoyem!
Natychmiast
podniosłam się z ziemi, wyciągnęłam różdżkę i przyłożyłam
ją do gardła Rona.
-Może
powiesz mi coś jeszcze na temat mojego życia, bo z tego co widzę,
jesteś ogromnym znawcą. – wycedziłam przez zęby.
-Proszę
czekam! – wrzasnęłam zniecierpliwiona ciszą.
-Lily…
- usłyszałam za sobą spokojny głos George’a i poczułam jego
dłoń na moim ramieniu. Opuściłam powoli różdżkę, odwróciłam
się na pięcie i przeszłam parę kroków do przodu. Zatrzymałam
się i zwróciłam swoją zapłakaną twarz w stronę Rona.
-Dlaczego?
– szepnęłam, po czym zasłoniłam twarz dłońmi i pobiegłam w
kierunku chatki gajowego.
*
* *
Przepraszam
Was najmocniej za taki rozstrzał czasowy :c Moja wena postanowiła
wyruszyć na wędrówkę po Śródziemiu i nie miała zamiaru wracać
aż nie dotarła do Ereboru XD Na szczęście przeczytałam nowy
rozdział u Inverno i magicznie wena powróciła i to z ogromną siłą. Tak trochę słabo… 6 komentarzy z czego dwa dlatego, że nie mam
spamownika :/ Mam propozycję Następny rozdział (który jest już napisany XD) pojawi się, kiedy
pod rozdziałem pojawi się… 10 komentarzy (nie licząc spamu
oczywiście XD) z racji tego, że nam miesza jeden chłopak a wkrótce
namiesza coś jeszcze, chciałabym znać waszą opinię, którą
bardzo sobie cenię :* Dziękuję Wam za to, że jesteście i czekam
na Wasze komentarze i krytykę :3 Kocham Was! <3
Wasza Laurel
Uuuu. Jestem ciekawa co dalej. Świetny rozdział. Zaskoczyłaś mnie tym wszystkim. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńM.
Draco zachował się jak idiota (z resztą, Ron też). W przeciwieństwie do Georga. Mam nadzieję, że rozwiniesz ten wątek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOoo i jeszcze jeden chłopak startujący do naszej Lily?? Draco, Arthur, George?? Ktoś jeszcze?? To znaczy, że będzie całkiem ciekawie ;) A Crabe i Goyle powinii dostać porządnego Cruciatus. No to napisałam. Ty też piszesz świetnie i cały czas czekam na rozwinięcie wszystkich wątków. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń~Olciak ;)
Przeczytałam ! Wybacz za zastój, ale coś ostatnio kiepsko ze mną...
OdpowiedzUsuńO kurde wszyscy chcą Lily ! ;D no no
Draco -,- yhmmm masakra, pozwól że jego zachowania nie skomentuję -,-
http://plonace-serca.blogspot.com/ - serdecznie zapraszam na rozdział 1 ;*
Przeczytałam jak obiecałam. Postacie fajnie dobrane, szczególnie Crabbe i Goyle, jako źli obrońcy Malfoya. Szkoda mi Dracona. Lily za szybko przekonała się do Georga. Duzo się dzieje... oj dużo. Czekam na resztę :)
OdpowiedzUsuńMój komentarz Darka liczy się jako 1000 więc w tym momencie masz wstawić kolejny rozdział, nie mam pojęcia jak, ale w końcu będziesz grubym i brzydkim motylem :^
Łoł! Co taki krótki? Stać cie na więcej :/
OdpowiedzUsuńNie no xD Strasznie mi sie podobał :* Czekam na kolejny :D
Fajny :D
OdpowiedzUsuńO George !! :D Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńTak, tak... Nadrabiam zaległości ;* Lece dalej..
Czy mi się wydaje czy tu się robi czworokącik? Pamiętaj, ze co za duzo to nie zdrowo ;)
OdpowiedzUsuń