Gdy dotarłam do chatki na skraju lasu nadchodziła pora obiadu, lecz
ja nie byłam głodna, tylko zdenerwowana i smutna. Dlaczego ktoś
zawsze musi mi coś spieprzyć w życiu? Czy ja mu coś zrobiłam?
Nic. Czy argument, że jestem ze Slytherinu jest wystarczający, żeby
mnie tak traktować? Czemu w ogóle trafiłam do tego znienawidzonego
przez wszystkich domu? A no tak przepraszam, za mało cierpiałam w
życiu. Usiadłam koło grządki z dyniami i zacmokałam z trudem
powstrzymując łzy. Zaraz przybiegł do mnie duży pies. Usiadł
przy mnie i popatrzył na mnie przechylając swój wielki łeb. Zaraz
się w niego wtuliłam i pozwoliłam łzom swobodnie płynąc.
-
Lily?
Usłyszałam
za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą
Arthura. Podszedł do mnie i usiadł obok, otulając mnie ramieniem.
- Coś
się stało?
- Tak,
bo… Wiesz, oni mnie tu chyba nie chcą…
-
Czemu tak myślisz? – zapytał zdziwiony.
- Po
sposobie w jaki mnie traktują?
- Co
masz na myśli? – ciągnął przesłuchanie.
- Nie
wiem… Wszyscy mnie tu traktują jak kogoś obcego. Czuję się
niechciana, odrzucona przez wszystkich.
-
Zastanów się. Na pewno przez wszystkich?
Podniosłam
delikatnie głowę i otarłam twarz rękawem.
- Nie,
nie wszyscy… George mnie chyba lubi. – powiedziałam i
uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie chłopaka. – I
Draconowi chyba też na mnie zależy. – stwierdziłam przypominając
sobie jego przeprosiny z dzisiejszego dnia. – Tak samo jak
Neville’owi, Lunie, Pansy, Zabiniemu…
- No
widzisz? Czyli chyba nie jest tak źle. – zaśmiał się Arthur.
-
Chyba nie.
Zapanowała
cisza. Wróżek naprawdę mnie pocieszył. Nie czułam się już
opuszczona. To, że mam kilku wrogów nie znaczy też, że nie mam
przyjaciół i on dobrze mi to uświadomił.
-
Arthur? Dlaczego nie przyszedłeś na nasze spotkanie? – zapytałam.
Chłopak milczał. – Arthur?
-
Wiesz, ja chyba nie mogę ci tego powiedzieć… - zmieszał się
kolega.
- Czy
to mnie dotyczy? – nie odpuszczałam.
-
Lily, proszę nie pytaj się mnie o to.
-
Dlaczego? – zapytałam zdenerwowana.
- Bo
nie możesz wiedzieć i tyle! – powiedział i wstał z ziemi.
-
Skoro to mnie dotyczy, to czemu nie mogę o tym wiedzieć?!
- Nie
jesteś jeszcze na to gotowa! – stwierdził Arthur, odwracając się
do mnie plecami i zaciskając dłoń w pięść.
-
Arthur, proszę… Nie mów do mnie jak do dziecka…
-
Dobrze… Robię to tylko dlatego, że mi na tobie zależy… -
odwrócił się do mnie i ściszył głos. – Chodzi o ciebie i
śmierć twoich rodziców. Zostałaś ostatnią z rodu Grayów. Co
więcej nie jesteś zwykłą wróżką, czy czarodziejką. To byli
śmierciożercy. Szukali cię u nas. Nie wiem jak się tu dostali,
ale wiem jedno. Nie jesteś tu bezpieczna.
Patrzyłam
na niego z niedowierzaniem. Czego mogliby chcieć ode mnie zwolennicy
Voldemorta?
-
Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? Dumbledore wiedział? –
zobaczyłam zmieszaną twarz chłopaka. - Wiedział! – wysyczałam
– i nic mi nie powiedział?
-
Zrobił to dla twojego dobra…
- Tak
jasne! Bo co? Lepiej, żeby mnie wzięli z zaskoczenia, niż, żebym
w minimalnym stopniu była przygotowana?
-Lily
nie mów do mnie w ten sposób, proszę. To nie ja zawiniłem. Ledwo
uszedłem z życiem. Musisz na siebie uważać. Najlepiej nie
opuszczaj szkoły, jak nie musisz. Muszę iść. Zbliża się moja
warta. Pa. –odparł sucho i pobiegł w stronę zakazanego Lasu,
zostawiając mnie samą na grządce dyni. Stałam tak bez ruchu i
zastanawiałam się nad tym, czego się przed chwilą dowiedziałam.
Czego śmierciożercy mogliby chcieć od Ślizgonki? Byłam
zdenerwowana na dyrektora, że nic mi nie powiedział. Przez kilka
tygodni żyłam w niebezpieczeństwie, nawet o tym nie wiedząc.
Poczułam chłodny wiatr, który wyrwał mnie z zamyśleń. Tak, to
chyba znak, że pora wracać do zamku. Drżąc z zimna i opierając
się z całych sił wiatrowi szłam w stronę szkoły. Już
wyciągnęłam rękę, kiedy ktoś zdążył otworzyć drzwi przede
mną. Była to Dolores Umbridge, nauczycielka obrony przed czarną
magią. Jak zwykle ubrana w różne odcienie różu patrzyła na mnie
ze zdziwieniem.
-
Panno Grey, co pani tu robi? – zapytała surowym tonem.
- Jest
wolne, a ja byłam na spacerze. Kiedy zerwał się wiatr postanowiłam
wrócić. – tłumaczyłam się, gdy moje włosy wciąż były
targane przez huragan.
- Nie
satysfakcjonuje mnie ta odpowiedź. Ktoś tu chyba kłamie… -
powiedziała zbliżając swoją twarz do mojej i uśmiechając się
szerzej.
- Nie
proszę pani. Ja nie kłamię. – odpowiedziałam stanowczym tonem.
- Nie
odzywaj się do mnie w ten sposób! Szlaban przez najbliższy
tydzień! Zapraszam do mnie w poniedziałek, zaraz po twoich
zajęciach razem z panem Potterem. Przyda wam się trochę
dyscypliny… A teraz marsz na obiad!
Postanowiłam
nie kłócić się dłużej z nauczycielką i ze spuszczoną głową
weszłam do zamku. Nie miałam najmniejszej ochoty na obiad, więc
poszłam prosto do dormitorium. Na szczęście nikogo po drodze nie
spotkałam. Stanęłam przed wejściem, powiedziałam hasło i
weszłam do pokoju wspólnego. Na sofie zobaczyłam siedzącego
Dracona. Wpatrywał się pusto w ogień rozpalony w kominku.
Odgarnęłam włosy i chrząknęłam cicho. Chłopak natychmiast się
otrząsnął i odwrócił się w moją stronę. Gdy tylko zobaczył,
że to ja, podszedł do mnie i ujął delikatnie moje ramiona.
-Lily,
ja naprawdę nie chciałem. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się co się
stało. Jest mi tak głupio. – mówił nerwowo głaszcząc moje
ramiona.
- Cóż…
Nie powiem, zrobiłeś mi wczoraj przykrość akurat wtedy, gdy cię
potrzebowałam. Oni mogli mnie zabić, a George uratował mi życie.
-Wiem…
Zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz… Ale musisz wiedzieć, że
niezależnie od tego co postanowisz, będę o ciebie walczył…
-
Draco, to było takie słodkie, że jakbym ci nie wybaczyła, do
końca życia by mnie gryzło sumienie. – powiedziałam i wtuliłam
się w chłopaka.
-
Czekaj, czekaj, bo chyba to jeszcze do mnie nie dotarło… Ty mi
wybaczasz? – zapytał ze zdziwieniem, a ja tylko mocniej go
przytuliłam i zaczęłam się śmiać. – Wezmę to za tak. –
odparł z uśmiechem i również mnie przytulił.
-Serio
on tak powiedział? – usłyszałam rozemocjonowany głos Pansy.
Zastygła razem z Mili patrząc na mnie i Malfoya z niedowierzaniem,
po czym rzuciła się z piskiem w naszą stronę i też zaczęła się
przytulać. W jej ślad poszła i Mili.
-
Oooo! Przytulas! – wrzasnął nagle Zabini i rzucił się w naszą
stronę.
- Ej
ludzie! Nie mogę oddychać! – krzyknęłam z jednej strony
przyciśnięta do klatki piersiowej Dracona a z drugiej do twarzy
Mili.
-
Trudno! Niech ta chwila trwa wiecznie! Pokój całemu światu. –
odpowiedział Blaise kołysząc się na boki.
-
Hahaha! Kocham was głupki wy moje! – krzyknęła Pansy i ścisnęła
nas jeszcze mocniej, przez co wszyscy się przewróciliśmy. Zostałam
przygnieciona Blaisem, który był przygnieciony Mili, która była
przygnieciona Pansy. Pode mną leżał tylko Draco.
- Auć!
Moja noga! – krzyknęłam.
- Mój
nos! – narzekał ktoś inny.
- Co
ja mam powiedzieć. – mówił skulony Blaise, wymownie trzymając
się za krocze. Na ten widok wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Chwilę radości przerwała dziewczyna z siódmego roku.
- Lily
Grey? – zapytała poważnym tonem.
-
Tutaj jestem! – krzyknęłam z podłogi. Dziewczyna uniosła brew.
-
Dyrektor cię do siebie wzywa.
- No
ptaszynko, co tym razem przeskrobałaś?
W
odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami i powędrowałam do gabinetu
Dumbledore’a.
-
Usiądź Lil. – powiedział do mnie jak zawsze spokojnym tonem.
Patrzył na mnie z powagą. – Chyba masz pecha, jeżeli chodzi o
moje wyzwania. Zawsze niosę ci złe nowiny. – zamartwiał się.
- O
co chodzi panie dyrektorze? – zapytałam ostrożnie.
-
Tiara przydziału została zaczarowana. Nie należysz do Slytherinu.
Twoim domem jest Gryffindor.
Popatrzyłam
na starca z niedowierzaniem.
- Hah!
Śmieszne. Prawie się nabrałam! Właśnie za to ludzie pana kochają
– poczucie humoru.
- Lily
to nie jest żart. Jeden z prefektów Gryffindoru już po ciebie
idzie. – jakby na zawołanie otworzyły się drzwi. Odwróciłam
się i zobaczyłam kogoś, kogo wolałabym do końca życie nie
spotkać.
-Już
jestem panie dyr… Ty! – krzyknął Ron, gdy tylko zobaczył mnie
w fotelu.
-Ty! –
nie pozostałam mu dłużna – Jakim cudem w ogóle dostałeś rolę
prefekta? Za znęcanie się nad dziećmi? Czy dlatego, że jak nikt
inny nadmiernie przejmujesz się pochodzeniem?
- Ja?
O to możesz oskarżać swojego Dracusia! Ta nadęta, próżna,
tleniona, arystokratyczna fretka…
-
Odwal się od niego! – krzyknęłam nie panując nad swoją
złością.
- To
ty odwal się od mojego brata i będziemy kwita!
- Nie
odwalę się od George’a! Nie do ciebie należy wybór z kim ma się
zadawać twój starszy brat!
-
Khym, Khym… - przerwało nam wymowne chrząknięcie. Profesor
Dumbledore patrzył na nas surowo znad swoich okularów połówek.
-
Przepraszam… - powiedziałam cicho i wróciłam na fotel.
-
Ronaldzie, chciałbym, abyś wiedział, że rodzice Lily byli jednymi
z najwybitniejszych członków Zakonu Feniksa. Na pewno nie zasługuje
na takie traktowanie.
-
Przepraszam panie dyrektorze… - rzucił nerwowo.
-
Lily, czy chciałabyś o coś jeszcze…
- Czy
mogę pożegnać się z przyjaciółmi? – przerwałam Albusowi, ze
wzrokiem utkwionym wymownie w butach.
-
Niestety nie masz już wstępu do pokoju wspólnego Slytherinu. Już
do niego nie należysz.
-
Czyli nie mogę? – zapytałam dyrektora z wyrzutem. Nic nie
odpowiedział. – Zajebiście…
-
Lily, rozumiem, że jesteś w szoku ale jak już twój kolega zdążył
ci zapewne powiedzieć… - domyśliłam się, że mówi o Arthurze -
… nie jesteś byle kim. W Gryffindorze będziesz bezpieczniejsza, i
proszę nie kłóć się ze mną. – dodał szybko widząc, że już
otwieram usta żeby coś powiedzieć. – Ron możesz zabrać Lily do
pokoju Gryfonów?
- Tak
jest… - powiedział rzucając mi niemiłe spojrzenie.
Profesor
McGonnagall czekała przed gabinetem. Kiedy z niego wyszliśmy
zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Moja nowa opiekunka
okryła mnie ramieniem i wolno poprowadziła w stronę wieży
gryfonów. Stanęliśmy przed portretem jakiejś grubej pani. Przez
szloch nie zdążyłam usłyszeć hasła. Pani profesor wprowadziła
mnie ostrożnie przez dziurę w ścianie. Podniosłam do góry
zapuchniętą od płaczu twarz i rozejrzałam się po pokoju
wspólnym. Ściany były czerwone ze złotymi zdobieniami. W tych
kolorach były również kanapy, fotele, dywany, zasłony i płomienie
w kominku. Było tu strasznie gorąco i duszno. Zaraz wszystkie
twarze zwróciły się w moją stronę. Uczniowie zaczęli szeptać
między sobą.
- Moi
drodzy! Oto nasza nowa Gryfonka!