-A ty wiesz, że ci nie powiem gdzie to jest...- powiedział cicho mężczyzna i zaśmiał się, co wyprowadziło czarownicę z równowagi.
-Cruccio!- krzyknęła tracąc resztki cierpliwości. Mężczyzna głośno zawył z bólu. Skulił się i leżał bez znaku życia.
-Zabij go Bella. On nic nie powie.- usłyszała za sobą syk.
-Avada kedawra!
Błysnęło zielone światło. Bellatrix była zła na siebie, że nie udało jej się wykonać zadania, które powierzył jej pan. Nie mówiąc nic teleportowała się do swojej kryjówki i udała się na spoczynek wcale nie przejmując się tym, że właśnie zabiła człowieka.
***
-Lily. Dyrektor chce żebyś do niego poszła.- usłyszała za sobą zimny głos Snape'a.
-Coś się stało profesorze?- spytała zdziwiona dziewczyna.
-Nie wiem, po prostu masz do niego pójść.- odpowiedział zniecierpliwiony. Wstała niechętnie i ruszyła za nauczycielem. Korytarze były delikatnie oświetlone starymi, ciężkimi pochodniami. Zatrzymali się przed sporym posągiem. Snape mruknął coś pod nosem i ruszył do przodu. Niebawem znaleźli się w gabinecie dyrektora. Albus z bardzo poważną miną siedział w swoim fotelu. Gestem ręki pokazał Lily miejsce przed biurkiem.
-Możesz nas zostawić Severusie?- zapytał dyrektor. Snape, jakby smutny opuścił gabinet.
-Coś się stało? Panie dyrektorze ja nic nie zrobiłam..- pospiesznie tłumaczyła się dziewczyna
-Skąd Lily. Tu nie chodzi o ciebie. To znaczy chodzi o ciebie, ale nie w takim sensie. Lily... Twój ojciec został zamordowany. Zostawił ci tą kopertę.- powiedział Albus z ciężkim sercem i odwrócił głowę na bok. Dziewczyna zakryła usta ręką i zaczęła szybciej oddychać. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Co? To niemożliwe..- wyszeptała
-Lily, spokojnie.- Wstał dyrektor, podchodząc do uczennicy, ale ta wstała popatrzyła mu głęboko w oczy i powtórzyła cicho:
- Niemożliwe... Jak pan może...
-Proszę Lily spróbuj się uspokoić.
-Nie! Nie...- powiedziała, wzięła kopertę i wybiegła z płaczem na ciemny, pusty korytarz. Czuła kłucie w klatce piersiowej, ale mimo to nie zatrzymywała się. Została zupełnie sama. Wokół nie było nikogo. Tylko ona i ciemność. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się poza zamkiem. Bez namysłu wbiegła do lasu kurczowo trzymając list- ostatnie co pozostało po jej tacie. Szybko znalazła swoje ukochane drzewo na pustej polance. Zaczął padać deszcz. Usiadła i otworzyła kopertę trzęsącymi się dłońmi.
Kochana Lily!
To mój ostatni list do Ciebie. Mam nadzieję, że go otrzymasz, bo
jak wiesz w ministerstwie dzieją się dziwne rzeczy. Żałuję. Żałuję, że
mnie nie było gdy mnie potrzebowałaś, kiedy stawiałaś pierwsze kroki,
gdy pierwszy raz powiedziałaś słowo ,,tata'' ale najbardziej żałuję, że
nie będę miał tego szczęścia by nadrobić wszystkie stracone dni.
Chcę abyś wiedziała, że nie zrobiłem tych wszystkich rzeczy nie
dlatego, że Cię nie kocham. Jestem od dawna członkiem Zakonu Feniksa.
Albus Ci wszystko wyjaśni. Twoja mama nie umarła przypadkiem. Była
strażniczką ważnej rzeczy. Kamienia wskrzeszenia. Pamiętasz jej
wisiorek? Właśnie tam jest on ukryty. Teraz to Ty jesteś za niego
odpowiedzialna. Oprócz naszyjnika przesyłam Ci kluczyk do naszej skrytki
w banku Gringotta. Musisz się pilnować jak nigdy dotąd. Zło czai się
wszędzie. Prawdopodobnie przez swoją głupotę nie ma mnie teraz przy
Tobie.
Nie mam dużo czasu. Muszę już kończyć. Z wielkim bólem serca
piszę ostatnie słowa do Ciebie. Kocham Cię. Zawsze Cię kochałem.
Pamiętaj, nawet jeśli mnie nie widzisz, zawsze jestem blisko.
Gregory Gray
Lily sięgnęła do koperty i wyciągnęła z niej śliczny
naszyjnik. Założyła go sobie na szyję, a kluczyk włożyła do kieszeni.
Wsadziła wisiorek za koszulkę, która zaczęła jej ściśle przylegać do
ciała od deszczu. Wtuliła się w drzewo i płakała.
***
Obudziłam się w zupełnie nieznanym mi miejscu. W ręku nadal
trzymałam kopertę. Nerwowo sprawdziłam, czy naszyjnik nadal znajduje się
na mojej szyi. Namacałam cieniutki łańcuszek i odetchnęłam z ulgą.
Włosy miałam mocno rozczochrane, czułam brud na swojej twarzy i rękach.
Koszulka nadal się do mnie lepiła. Rozejrzałam się i z przerażeniem
odkryłam, że patrzy na mnie jakiś chłopak. Był może rok, góra dwa lata
ode mnie starszy. Wstałam jak oparzona i chciałam uciekać ale ten szybko
do mnie podbiegł i złapał za rękę. Jego skóra była nienaturalnie
delikatna, a zza jego pleców wystawały skrzydła. Dokładnie takie same
jak moje. Przypatrzyłam się jego twarzy. Miał mocno zielone oczy i dość
długie, ciemne włosy.
-Nie uciekaj.- powiedział spokojnym głosem.- Jesteś wśród swoich.
-Jak to wśród swoich?
-Gdybyś nie była jedną z nas już dawno byś nie żyła. Las jest
niebezpieczny. Pomyśl ile razy tu byłaś i jakimś cudem wyszłaś cało? Bo
ja ich naliczyłem chyba ze trzy..
-Śledzisz mnie?- zapytałam patrząc podejrzliwie na chłopaka.
-Nie... To nie tak, że od razu śledzę... To znaczy śledzę ale nie
dlatego, że chcę ci coś zrobić, tylko dlatego, że to moje zadanie.
-Jak to twoje zadanie?- zadawałam dalej pytania nie rozumiejąc niczego.
-Wiesz, chyba będzie najlepiej jak zabiorę cię do królowej.
-Jakiej królowej?
-Królowej wróżek oczywiście.
Wróżek? To wszystko było coraz bardziej pokręcone.
-A i nie musisz się krępować. Możesz zdjąć tą chustkę i rozwinąć skrzydła. Nie lubią być ściśnięte.
Posłuchałam chłopaka i rozwiązałam chustkę na mojej talii. Faktycznie po
chwili poczułam się lepiej. Nie wiedziałam dlaczego ruszyłam za obcym
chłopakiem.
-A tak w ogóle to nazywam się Arthur.- Już miałam otworzyć usta żeby się
przedstawić ale chłopak był szybszy.- Nie musisz mi się przedstawiać.
Lily Gray.
-Skąd wiedziałeś?- zapytałam- Przecież nawet mnie nie znasz.
-Mylisz się Lily. Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje.
Postanowiłam się już o nic nie pytać. To wszystko było tak strasznie
dziwne i tajemnicze. Szliśmy dosyć długo. Po jakiejś pół godzinie
zobaczyłam coś jakby domki zrobione z drewna. Ale nie wyglądały
odstraszająco. Były bardzo estetycznie i elegancko wykonane. Widok jak z
bajki. Patrzyłam jak zaczarowana na ludzi, a raczej wróżki dookoła
mnie. Wyglądali tak samo jak ja, poruszali się tak samo jak ja. Lecz nie
wiadomo czemu, wszyscy się na mnie gapili. Przerywali wszystko co
robili i wodzili za mną wzrokiem. Czułam się trochę nieswojo. Chyba
zbliżaliśmy się do centrum osad, bo ludzie i domy pojawiały się coraz
częściej. Nagle zza wzgórza mym oczom pojawił się zamek. Piękny murowany
zamek. Otworzyłam oczy szeroko. Zastanawiałam się jak to jest możliwe,
że nie widać go z wieży astronomicznej Hogwartu. Przecież był taki
wielki i oświetlony, że niemożliwym wydawałoby się nie zobaczenie go z
tak wysoka. Arthur zamienił parę zdań ze strażą stojącą przy drzwiach.
Popatrzyłam na ubiór wróżek, których nadal było widać z daleka. Ja
miałam na sobie brudną od błota szarą bokserkę, dżinsowe, jasne rurki i
czerwone trampki. Wróżkowe kobiety nosiły sukienki z lejącego się
materiału, najczęściej w odcieniach fioletu i zieleni i raczej chodziły
boso. Włosy miały spięte w luźne koki lub po prostu rozpuszczone,
opadające na ramiona. Mężczyźni natomiast odziani byli w skórzane
kostiumy i wyższe skórzane buty. Włosy najczęściej sięgały im do ramion.-Lily! Halo tu ziemia!- usłyszałam nad sobą głos Arthura.- Zasnęłaś czy co?
-Nie, nie no coś ty.
-No to chodź. Królowa na nas czeka.
Poczułam kłucie w żołądku. Właśnie miałam się spotkać z królową mojej rasy. Dowiedzieć się wszystkiego o tym kim jestem. Ruszyłam do przodu. Zamek był po prostu oszałamiający. Wszędzie rosły kwiaty a ściany były pokryte bluszczem. W powietrzu było czuć wilgoć, ale to dobrze. Na kamiennych ścianach rozwieszone były obrazy, lecz takie jak w mugolskim świecie- nie ruszały się. Wszystkie przedstawiały rodzinę królewską (wywnioskowałam to po elegancji i szyku oraz dostojności). Pochodnie rozświetlały ładnie wnętrze. Podłoga była wyścielona dywanem z miękkiej tkaniny. Strop był bardzo wysoki a okna częściowo zasłaniały zasłony do podłogi, przez które delikatnie przebijało się światło słońca. To było coś pięknego. Arthur zatrzymał się a ja wpatrzona w jeden obraz, wpadłam na niego.
-Uch. Wybacz. Zagapiłam się. - zmieszałam się.
-Nic się nie stało.- powiedział z uśmiechem i otworzył mi drzwi do komnaty. Zobaczyłam przed sobą postać siedzącą na eleganckim krześle. Była to kobieta, ale zupełnie inna niż wszystkie. Miała na sobie delikatną, srebrną sukienkę, sięgającą do ziemi i srebrne pantofelki. Jej skóra była bardzo blada, co pięknie komponowało się z jej włosami koloru słońca. Uwieńczeniem wszystkiego była piękna złota korona wysadzana drobnymi, czerwonymi kamyczkami. Popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi, dużymi oczyma i uśmiechnęła się krwisto czerwonymi ustami. Nie wiedziałam jak się zachować, więc nerwowo dygnęłam.
-Nie bój się Lily. Chodź usiądź koło mnie.
Podeszłam niepewnie i usiadłam na krześle naprzeciwko królowej.
-Więc, co cię do nas sprowadza?
-Ja w sumie sama nie wiem... Bo wczoraj...- przypomniałam sobie wydarzenia z minionego dnia. Zamknęłam oczy i poczułam łzy pod swoimi powiekami ale udało mi się je powstrzymać. Przełknęłam nerwowo ślinę i mówiłam dalej.- Mój tata został zamordowany.
Królowa przyjęła to z wielką powagą.
-Tak mi przykro Lily. Twój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Wierzę, że sobie z tym poradzisz. Wiedz, że zawsze masz w nas wsparcie. My wróżki jesteśmy jedną, wielką rodziną. A czy twój tata wspominał ci coś o mamie?
Zdziwiłam się skąd ona to wszystko wie. Jakby przeczytała książkę z moim życiorysem.
-Tak... Ale skąd pani...?
-Oj Lily. Chyba zauważyłaś, że sporo osób cię zna. Twoja matka była jedną z najbardziej uzdolnionych strażniczek. To ona dostała misję opieki nad kamieniem wskrzeszenia. Wszyscy ją znali, a że jesteś jej córką, ciebie też znają. Arthur został twoim opiekunem odkąd znalazłaś się w Hogwarcie.
-Nikt mi nigdy o tym nie mówił.
-Teraz już wiesz. Masz jakieś pytania?
-I to całą masę! Dlaczego dopiero teraz się o tym wszystkim dowiaduje? Mogłam umrzeć pijąc durny alkohol. Gdyby nie fakt, że jestem w Hogwarcie już dawno bym nie żyła.- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
-Masz rację. Jednak to nie była nasza decyzja. Po śmierci twojej matki prosiliśmy twojego ojca, żeby przywiózł cię tutaj, jednak stwierdził, że to zbyt niebezpieczne.Śmierciożercy mogliby się o tobie dowiedzieć i wziąć cię jako zakładniczkę i nie wiadomo co by się wtedy stało.
-Ale czemu ktoś miałby mnie porywać? Nie rozumiem.
-Czarnemu Panowi zależy na nas. Przed jego zniknięciem długo próbował nas zwerbować na swoją stronę, jednak my pozostaliśmy wierni Dumbledorowi. Ze wszystkimi insygniami śmierci byłby na tyle silny, że wszyscy mugole i mieszańcy na pewno by umarli.
-Ale już go nie ma. Przecież zginął.
Królowa popatrzyła na mnie smutno.
-Niestety nie. Lily śmierć twoich rodziców nie była przypadkowa. Teraz na tobie spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo kamienia wskrzeszenia.
-Ale ja nie potrafię... Nie umiem...- powiedziałam. Czułam bezsilność. która ogarniała mnie coraz bardziej. Osaczała ze wszystkich stron.- Królowo. Zostałam sama na tym świecie, nie mam nikogo bliskiego i jeszcze mam się zajmować bezpieczeństwem magicznego świata?
-Nigdy nie jesteś sama. Zawsze jest przy tobie ktoś z królestwa wróżek. Może ich nie widzisz, ale tak jest. Nie przejmuj się tym teraz. Tutaj nic ci nie zagraża. Jeżeli chcesz poproszę Arthura, żeby odprowadził cię do szkoły. Chyba, że wolisz zostać tutaj.
-Nie dziękuję, wolę wrócić.
-Dobrze, ale chcę żebyś jeszcze kiedyś nas odwiedziła. Pamiętaj, że w lesie jesteś zawsze mile widziana. Arthur! Zaprowadź proszę Lily z powrotem do szkoły.
- Tak jest, wasza wysokość!
***
Szliśmy cicho przez ciemny las. Kiedy znaleźliśmy się na jego
skraju Arthur zatrzymał się a ja poszłam dalej. Nie zdążyłam zrobić
dwóch kroków, kiedy chłopak chwycił mnie za rękę.
-Lil, słuchaj... Ty mnie naprawdę nie pamiętasz?
Popatrzyłam ze zdziwieniem na chłopaka.
-Nie. A powinnam?
-Cóż, niestety nie mnie o tym decydować. Ale ani trochę nie wydaję ci
się znajomy? Tak chociaż odrobinkę?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Przykro mi, ale nie.
Zobaczyłam jak chłopak nerwowo przeciera oko, chcąc zasłonić pojedynczą łzę spływającą po policzku.
-Wybacz. Ja po prostu myślałem... Nieważne...Trafisz już dalej sama?
-Tak, jasne.
-Lily? Możesz mi coś obiecać? Przyjdziesz tu jutro? Błagam. Jest już
późno a ja muszę z tobą porozmawiać. Stęskniłem się za tobą.- powiedział
i nieśmiało pogłaskał mój policzek.
-Dobrze, obiecuję, że przyjdę.- odpowiedziałam łapiąc go za rękę.
-Uważaj a siebie. Do jutra.
Chłopak odwrócił się i zniknął w gęstym lesie.Odgarnęłam poplątane włosy
na bok i dotknęłam policzka w miejscu gdzie przed chwilą znajdowała się
dłoń chłopaka. Całą drogę powrotną zastanawiałam się o co mogło mu
chodzić. Skąd miałabym go znać? Nigdy wcześniej go nie spotkałam. To
wszystko było bardzo dziwne.
Bardzo przepraszam za zamieszanie, ale jakimś cudem mój szósty rozdział się usunął ;-; magia XD Pół godziny w nerwach ale udało mi się odzyskać jakimś cudem kopię, a dla nowych czytelników musi być pełna historia :) Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie i życzę dobranox :3
Z chęcią przeczytałam jeszcze raz <3 A teraz czekam na nowy! :*
OdpowiedzUsuńNowy już w połowie napisany, więc w piątek się pojawi :) dziękuję za miłe słowa ;3
UsuńTak samo świetny jak wcześniej :*
UsuńŚWIETNY ŚWIETNY ŚWIETNY!!!!!! :*****
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Biedna Lily została sierotą :(
OdpowiedzUsuńBiedna Lily :( Arthur mnie zaciekawił i wow, wróżka!! Kamień wskrzeszenia, wow!
OdpowiedzUsuń