-Cześć.- powiedziałam cicho
-Cześć...
-Wiesz przepraszam. Wczoraj się naprawdę głupio zachowałam. Po prostu nie byłam w nastroju. Nie powinnam tak zareagować.
-Nie no spoko...
-To co zgoda?- zapytałam z miną słodkiego szczeniaczka
-Zgoda.- powiedział uśmiechając się do mnie- A właściwie to co się wczoraj stało? W sensie dlaczego płakałaś?
Trafił w czuły punkt. Zaczęłam szybciej oddychać. Nie chciałam o tym rozmawiać, ale z drugiej strony nie chciałam żeby sytuacja z wczoraj się powtórzyła.
-No wiesz...
-To znaczy jak nie chcesz to nie musisz mi mówić.- szybko zreflektował się Draco
-Tak na razie raczej nie chcę. Może kiedy indziej.
-Tak... No to słyszałem, że masz już ksywkę?
-Tak. Wszystkim coś się popieprzyło i nazywają mnie ptaszyną.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Musisz się przyzwyczajać, bo dużo tu takich ludzi. I chyba też się do nich zaliczasz? W pozytywnym sensie oczywiście.- dodał z uśmiechem.- Wiesz Pansy coś mówiła, że z Mili w waszym dormitorium robią imprezę. Tym razem chyba będziesz?
-No jakby mnie nie było to pewnie umarlibyście z tęsknoty za swoim wróbelkiem.
-Z pewnością.
Już chcieliśmy wstawać kiedy podeszła do nas jakaś banda Gryfonów.
-Draco? Kto to jest?- powiedziałam chowając się za chłopakiem
-Jak to Lily. Własnego kuzyna nie poznajesz?- zapytał chłopak z czarnymi włosami. Był dosyć wysoki i strasznie chudy. Miał lekko krzywe zęby.
-Co ty mówisz Longbottom?
-Dobrze wiesz co on powiedział.- warknął jakiś rudy chłopak z tyłu
-Lily to twój kuzyn?- zapytał mnie Draco
-Na to wychodzi, ale jakoś po jego zachowaniu chyba nie chcę z nim mieć nic wspólnego.
-Ty nie chcesz mieć nic wspólnego z Nevillem? To z nim nie powinnaś się zadawać.- powiedział rudy i ruchem głowy wskazał na Mafoya
-Chodź stąd Draco.- powiedziałam i pociągnęłam chłopaka za rękaw. Tamci jeszcze długo się za nami oglądali.
-To naprawdę twój kuzyn?
-No aż sama zwątpiłam...
-Dobra trudno. Chodźmy na eliksiry. Apropos z kim siedzisz?
-W sumie to sama nie wiem.
-To dobrze się składa, bo ja też nie wiem. Siedzimy razem?
-Ok.- zgodziłam się. Byłam bardzo usatysfakcjonowana. Jedyne co mi się nie podobało to zachowanie tych Gryfonów.
-A dlaczego ludzie z Gryffindoru nas nie lubią?
-Bo to głupki. My też za nimi nie przepadamy. Zwłaszcza za Potterem, Weasleyem i tą szlamą Granger.
-Ten rudy był straszny...
-Bo jest rudy.- powiedział Draco i razem ze śmiechem weszliśmy do lochów gdzie odbywały się zajęcia z eliksirów.
-Proszę, proszę. Pierwsza lekcja i spóźnienie.- odezwał się chłodny głos profesora- Siadać do ławki.
Wolna była tylko ta z przodu. Oczy wszystkich Gryfonów były zwrócone w naszą stronę. Starałam się to zignorować.
-Dzisiaj zajmiemy się eliksirem spokoju. Na tablicy macie wszystkie wskazówki. Jako że jest to pierwsza lekcja panny Gray będziesz pracowała w parze z Draconem. Do roboty. No już. Longbottom czy ty nawet przez pięć sekund nie możesz się powstrzymać przed podpaleniem szaty swojemu koledze?
-Dobra to może ty rozpal a ja pójdę po składniki.- zaproponował Draco i podszedł do szafki z rzeczami potrzebnymi do sporządzenia mikstury. Cała lekcja minęła raczej spokojnie nie licząc tych kilku wypalonych dziur w szacie mojego kuzyna. Znad kociołka przy którym pracowaliśmy z Malfoyem unosiła się srebrna mgiełka. Snape nagrodził nas pięcioma punktami dla domu i nie powiem, że miło się patrzyło jak Ron z trudem wydobywał jakieś gluty z kociołka. Przy wychodzeniu z klasy ktoś mnie złapał za rękaw. Był to Neville.
-Czego chcesz ode mnie?- zapytałam- Znowu będziesz mnie pouczał?
-Nie. chciałem cię przeprosić za dzisiejszą akcję. Trochę głupio wyszło. Nie mam nic do tego z kim się zadajesz. Zgoda?- zapytał z zakłopotaniem i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ok. Niech będzie.
-Jakbyś chciała porozmawiać to wiesz. Nie krępuj się. To do zobaczenia.
Udaliśmy się do kolejnej sali, w której odbywały się zajęcia OPCM. Usiadłam z Nevillem, żeby trochę się zapoznać. Nie wszyscy Ślizgoni dobrze to przyjęli (w tym również Draco) no ale cóż. Rodzina to rodzina. Na ławkach leżały tylko różdżki.
-Dzień dobry dzieciaczki.- odezwał się przesłodzony głos.- Macie schować różdżki. Nie będą wam potrzebne. Zamiast tego dostaniecie podręczniki opracowane przez ministerstwo. Proszę wyciągnąć pióra i pergaminy.
Kilku Gryfonów jęknęło z niezadowolenia. Dostaliśmy jakiś rozdział do czytania. W klasie było strasznie cicho. Jedyne dźwięki wydawały koty z obrazków na ścianach. Oczywiście komuś musiało nie pasować to co robimy. Hermiona podniosła rękę. Wszyscy się na nią patrzyli. Zaczęła się kłócić z profesor Umbridge, że to niedorzeczne, że nie będziemy używać zaklęć (cóż mnie to też zbytnio nie ucieszyło). Do kłótni dołączyli też inni Gryfoni. Wtedy Potter zaczął coś mówić o powrocie Voldemorta i tak oto dostał szlaban. Po zajęciach udaliśmy się na obiad. Nałożyłam sobie tylko trochę sałatki i ziemniaków.
-Jejku ty nawet jesz jak ptaszek.- powiedziała Pansy.
-Właśnie nie przesadzasz?- zgodziła się z przyjaciółką Mili.
-Ja zawsze tak jem. Mi to wystarcza.
-Dziewczyny mają rację. Przecież ty nam zemdlejesz na zajęciach.- powiedział Blaise z troską w głosie.
-Ojeju ludzie. Zawsze tak jadłam i jakoś żyję.- powiedziałam troszkę podirytowana. Chociaż fajnie było poczucie, że ktoś się o mnie jednak troszczy.
-Ma racje. Dajcie jej spokój.- zgodził się ze mną Draco- Ale możemy ci wziąć jakąś kanapkę na zajęcia w razie czego.
-No niech wam będzie.
Po posiłku udaliśmy się na błonia na pierwszą lekcję opieki nad magicznymi stworzeniami. Mieliśmy rysować jakieś małe stworzonka. Jak zawsze musieliśmy się o coś pokłócić z Gryfonami, jednak nie zwracałam na to zbytnio uwagi. Rysowanie było moją pasją. Po godzinie rysunek był już gotowy.
-Pani profesor. Już skończyłam.- powiedziałam nieśmiało
-Bardzo ładny rysunek Gray. Dzięki temu twój dom zyskuje dziesięć punktów.
Przez jakieś 15 minut pomagałam Pansy z jej szkicem, bo nie szło jej to za dobrze. Prawie się rozpłakała, więc powiedziałam, że jej w tym pomogę jak wrócimy do zamku. Wolny czas postanowiłam spędzić z Luną i odrobić wspólnie chociaż część zadań, które nam zadali. Nie miałam ochoty na kolację, więc od razu udałam się do dormitorium przyszykować się na dzisiejszą posiadówkę (wolałam tak to nazywać). Ubrałam asymetryczną, miętową sukienkę do tego balerinki. Nałożyłam delikatny makijaż, a włosy splotłam w dobieranego na bok. Patrząc na Pansy i Mili ubrałam się naprawdę skromnie. Pansy założyła sukienkę z gorsetem w odcieniach czerwieni i czarne koturny. Natomiast Mili ubrała Czarną sukienkę z falbanami i do tego zamszowe szpilki wysokie chyba na 15 cm. Do tego obie nałożyły chyba tonę makijażu.
-No to co sikorko? Zaczynamy się przyzwyczajać do alkoholu?- zapytała otwierając wódkę.
-Cóż nie ma innego wyjścia.
Chłopaki przyszli tak około 20. Blaise założył fioletową koszulę i ciemne spodnie. Draco ubrany był w czarną marynarkę i czarne spodnie, które przy nogawkach się zwężały. To podkreśliło jego dobrze zbudowane nogi. Był taki przystojny w tym zestawie. Chwila moment. Lily opanuj się. Znasz go dopiero dwa dni. Jednak ta myśl ciągle nieświadomie pojawiała się w mojej głowie. Kiedy moi towarzysze już opróżnili jedną butelkę wódki zaczęła się gra w butelkę. Po jakiś 15 minutach Blaise siedział bez koszuli, Draco z fioletowymi włosami i wiedzieliśmy o sobie trochę ciekawostek. Znowu padło na mnie. Wyzwanie wymyślał mi Blaise co było trochę przerażające. Nalał do kieliszka trochę whiskey.
-A teraz to wypijesz ptaszyno.
-Śmieszny jesteś.- odparłam.
-Musisz to zrobić. Takie są zasady.- powiedział i podał mi kieliszek- Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Przechyliłam kieliszek i cały płyn wleciał mi do ust. Szybko przełknęłam i zaczęłam się krztusić. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam, że się duszę. Zrobiło mi się gorąco, więc szybko zdjęłam sukienkę. Czułam każdą kroplę alkoholu płynącą w mojej krwi. To było straszne. Zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam. Na szczęście szybko złapałam się jakiejś półki. Przytknęłam czoło do lustra.
-Lily? Wszystko dobrze?- usłyszałam głos Pansy.
-Tak jasne.- powiedziałam niezbyt przekonującym głosem. Opłukałam twarz zimną wodą. Łzy leciały mi po policzkach. Czułam straszliwy ból w każdej komórce swojego ciała. To nie był najlepszy pomysł z tą grą w butelkę. Mogłam się spodziewać, że każą mi się napić. Kiedy już trochę uspokoiłam oddech założyłam swoją piżamę. Z czerwoną twarzą wyszłam do dormitorium. Wszyscy się na mnie patrzyli. Zignorowałam to i położyłam się w łóżku. Zasłoniłam kotary i ignorując wszystkie uwagi kolegów, założyłam słuchawki i zasnęłam.
* * *
-Jej nie wiedziałem, że aż tak na to zareaguje.- powiedział Blaise trochę przygaszony- Pierwszy raz widziałem taką reakcję.
-Racja. Nie powinniśmy jej zmuszać do wypicia tego świństwa.- potwierdziła Milicenta.
Reszta wieczoru upłynęła w ciszy. Wszyscy posnęli. Wszyscy oprócz Malfoya. Pansy i Mili leżały na swoich łóżkach jeszcze w ciuchach a Blaise oparty o ścianę. Blondyn zastanawiał się jak z Lily. Czy już jest lepiej? Chyba jak sprawdzę to nic się nie stanie.- pomyślał Draco i podszedł do łóżka Lily. Odsłonił delikatnie kotary i zobaczył ją. Śpiącą, piękną ale smutną. Usiadł koło niej na łóżku i dotknął jej czoła. Była rozpalona. Przybliżył swoją twarz do jej twarzy niepewny tego co robi. Szepnął jej tylko do ucha ,,Dobranoc'' i wyszedł z dormitorium dziewczyn nieświadomy tego, że Lily wiedziała co się przed chwilą stało...
To mamy rozdział trzeci. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż mi samej wydaje się trochę prymitywny. W następnym rozdziale rozwinę temat z ,,prawdziwym ja'' Lily. UWAGA! Bardzo proszę, jeżeli już tu jesteście to zostawiajcie komentarze, bo naprawdę nie wiem czy mam dla kogo pisać XD Do następnego razu ;)