Bardzo szybko zakumplowałam się z Hermioną. Praktycznie po godzinie rozmów byłyśmy nierozłączne. Nie była taka zła jak mówili Ślizgoni. Postanowiłam wziąć się trochę w garść i żyć jak na Gryfonkę przystało. Zamiast siedzieć z założonymi rękoma, w wolnej chwili poszłam do biblioteki. Przeczytałam sporo na temat wróżek żeby cokolwiek o sobie wiedzieć. Wiem już, że oprócz picia alkoholu nie wolno mi palić (czy też przebywać z osobą palącą) ani zażywać narkotyków, gdyż mój organizm bardzo chłonie toksyny, a ich nadmierna ilość grozi obumarciem skrzydeł, zaburzeniem wewnętrznych procesów, a w najgorszym przypadku - śmiercią. Bardzo źle działa na nas również czarna magia. Naszą mocną stroną za to jest zielarstwo, opieka nad zwierzętami i eliksiry. Możemy też bardzo długo przebywać pod wodą, ponieważ podobnie jak rośliny zachodzi w naszych organizmach proces fotosyntezy, który w części zaspokaja nasze potrzeby żywieniowe. Ale chyba sprawą, która najbardziej mnie wciągnął rozdział o mocy wróżek, zależnie od jej rodzaju. Już wszystko tłumaczę.
Każda wróżka ma jakąś specjalizację. Ta, która urodziła się w wiosnę, jest wróżką wiosenną, ta co w lato letnią i tak samo z jesienną i zimową. Wiosenne są najczęściej strażnikami, letnie opiekują się roślinami i zwierzętami, jesienne są wybitnymi twórcami eliksirów a zimowe są uzdrowicielkami. Jako że moje urodziny wypadają 19 marca wychodzi na to, że jestem uzdrowicielką. Jednak jest coś co łączy wszystkie te grupy. Każda wróżka posiada magiczne zdolności. Coś jak czarodzieje, tylko nie potrzebują do tego różdżek. Wymaga to jednak silnego skupienia i włożenia w to wszystkich swoich emocji, z którymi ma być związane zaklęcie. Nie ma żadnych formułek, czy określonego wymachu różdżką. Trzeba uporządkować swoje uczucia. Na przykład jeśli chcesz kogoś uzdrowić to musisz się skupić na miłości, którą żywisz do tego człowieka. Jeśli chcesz kogoś zaatakować skupiasz na nim cały swój gniew. Jeżeli wszystko robisz prawidłowo, w twoich dłoniach gromadzi się zmaterializowana kula światła, którą tylko należy wycelować w osobę, z którą związane jest zaklęcie.
Z natury jesteśmy istotami bardzo wrażliwymi i bardzo łatwo nas zranić. Szybko poddajemy się uczuciom, które nie zawsze są dobre. Pomyślałam trochę zawstydzona o Malfoy'u. W sumie nic złego nie zrobił. Krzyknął na mnie. Wielkie mi halo. A że tego dnia towarzyszył mi nieustanny smutek, nie ma się co dziwić, że wzięłam to bardziej do siebie, patrząc na moją naturę. Najgorsze jest to, że łatwo przywiązujemy się do ludzi, co by tłumaczyło moje szybkie zauroczenie się w George'u, czy Draconie. Postanowiłam włączyć swoją ludzką połówkę i czerpać z niej to co najlepsze.
Leżałam z książką na łóżku, gdy moje przemyślenie przerwała Hermiona..
- Hej! Co czytasz? - zapytała kładąc się koło mnie na łóżku.
- Trochę magicznych stworzeń. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- O! Wróżki? - przeczytała nagłówek - Tego chyba nie przerabiamy. Ale nie dziwię się, że o nich czytasz. Moje ulubione, magiczne stworzenia. Patrz.
Sięgnęła po swoją torbę i wyjęła z niej swój szkicownik. Wręczyła mi go, dumna z siebie.
- No, otwórz! - zachęciła mnie.
Otworzyłam zeszyt, a moim oczom ukazały się idealne rysunki wróżek i skrzydeł, bardzo przypominających moje własne.
- Ojeju... Jakie piękne... - wyszeptałam
- Dziękuję. - odpowiedziała zarumieniona i schowała zeszyt z powrotem do torby.
- Chciałabym kiedyś spotkać prawdziwą wróżkę... - westchnęła.
Nawet nie wiedziała, że jej marzenie w połowie się spełniło. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Ale widzę, że ty chyba od małego tak we wróżki maniaczysz. - powiedziała biorąc z mojego stolika nocnego oprawione zdjęcie. Zerkały na nią trzy uśmiechnięte, przytulone do siebie postacie.
- Kto to? - zapytała z ciekawością
- To... - wskazałam małą, pięcioletnią dziewczynkę - To jestem ja... A obok moja mama i tata...
- Śliczne te skrzydła... - powiedziała Hermiona rozmarzonym głosem - Jak je zrobiłyście? To był bal przebierańców, czy co?
- Tak. - skłamałam - Moja mama była zdolną czarownicą i zrobienie takich skrzydeł nie było dla niej wcale trudne.
- Może by zrobiła takie też dla mnie? - zażartowała brązowooka
- Wiesz, chyba... Nie da rady... Choćby bardzo chciała to... - zacinałam się co wyraz, na wspomnienie swojej rodzicielki.
Pamiętałam bardzo dobrze dzień, w którym zrobiłyśmy sobie to zdjęcie i wcale nie był to bal przebierańców. To były moje urodziny. W ten jeden dzień w roku tata wracał do domu byśmy chociaż ten jeden dzień spędzili jak prawdziwa rodzina. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się,a po moim policzku spłynęła jedna łza.
- Czemu? Coś się stało? - zapytał dziewczyna już poważnym tonem
- No, bo... Oni nie żyją.
- Przykro mi... Ja nie chciałam... - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna
- Spokojnie, skąd mogłaś wiedzieć. - powiedziałam uśmiechając się do dziewczyny - Nić się nie stało, naprawdę.
Siedziałyśmy chwilkę w milczeniu. Nagle Hermiona uderzyła się dłonią w czoło.
- Zapomniałabym! Dumbledore prosił, żebyś dzisiaj do niego poszła.
- Ok. To ja lecę! - rzuciłam, a wychodząc przytuliłam koleżankę na pożegnanie.
Szłam pustym korytarzem. Wszyscy siedzieli w pokojach wspólnych szykując się do obiadu. Prawie wszyscy. Niedaleko gabinetu, do którego zmierzałam zobaczyłam blond chłopaka. Draco. Stał odwrócony do mnie tyłem trzymając pogniecioną kartkę i patrząc się pusto przez okno. Bez żadnego ostrzeżenie, rzuciłam się na niego.
- Lil... Ale ty... Przecież... Ja... - zaciął się blondyn
- Ty tylko zrobiłeś to co do ciebie należało. Przecież jakbyś na mnie nie krzyknął, to zapewne musiałbyś spędzić ze mną całą noc na korytarzu.
- Och Lil... - odparł tylko i przytulił mnie do siebie
- Ale jest jeszcze coś... - dodał poważnym tonem, chwytając mnie za ramiona i odsuwając od siebie
- Co takiego? - zapytałam patrząc się w jego
- Och, nie rozumiesz?! Jesteś w niebezpieczeństwie! Będzie lepiej jak o sobie zapomnimy... - powiedział odwracając się do mnie tyłem i odchodząc.
- A więc... To koniec? Tak po prostu?
Przystanął na chwilę.
- Nie zależy ci? Bo mnie tak... Draco jesteś wspaniałym przyjacielem... Nie zostawiaj mnie teraz samej...
- Nie jesteś sama. Masz Weasley'a. On lepiej o ciebie zadba niż ja.
Odpowiedział drżącym głosem i odszedł. Oszołomiona stałam jeszcze chwilę w miejscu. Ocknęłam się słysząc miauczenie pani Norris i ruszyłam w kierunku chimery, która strzeże wejścia do gabinetu dyrektora.
- Witam, witam panno Gray. Zapraszam do środka! Cytrynowe dropsy! - powiedziała pani McGonnagall wyrastając nagle z podziemi.
Zaprowadziła mnie do Dumbledore'a i uśmiechając się, otworzyła mi drzwi do gabinetu, a sama została na zewnątrz. Zdziwiło mnie zachowanie nauczycielki. Jakby była czymś mocno podekscytowana. Wzruszyłam ramionami i usiadłam naprzeciwko dyrektora, który zachowywał się podobnie do opiekunki Gryffindoru. Podniosłam jedną brew do góry, ukazując tym samym swoje zdziwienie.
- Dzień dobry! - powiedziałam wesoło, bo humor nauczycieli dosyć mi się udzielił
- Witaj Lily! Jak sobie radzisz? Słyszałem, że zadomowiłaś się u panów Weasley'ów? - zapytał z uśmiechem
- Może troszkę...
- Wspaniale. Dzisiejsze spotkanie chciałbym poświęcić odpowiedziom na twoje pytania i... Jedną dobrą wiadomość, ale to później. - dodał widząc moje pytające spojrzenie.
- Więc... Chciałabym wiedzieć dlaczego nie mogę wejść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
- Musiałem je zaczarować.
Już otwierałam buzię, żeby zadać kolejne pytanie, ale dyrektor uciszył mnie ruchem ręki.
- Zacznę od początku. Jak już ci mówiłem, Lily nigdy nie powinnaś znaleźć się w Slytherinie. Warunkiem bycia w Slytherinie jest czysta krew, a przecież dobrze wiesz, że ty jej nie posiadasz. Stąd nasze podejrzenia o zaczarowaniu tiary przydziału. Uważamy, że w Slytherinie jest ktoś kto mógłby chcieć cie wykorzystać do złych celów. Zakon Feniksa chcąc temu zapobiec postanowił przenieść cię do Gryffindoru. Tak będzie dla ciebie lepiej.
- Dobrze... - zmarszczyłam czoło - Czym jest ten cały Zakon?
- Zakon Feniksa jest to grupa zaufanych czarodziejów, którzy chcą zapobiegać działaniom Voldemorta.
Skrzywiłam się na dźwięk tego imienia.
- Zbieramy informację o jego działaniach i planach, a następnie zapobiegamy im. Przykładem są twoi rodzice. Pani Gray była strażniczką kamienia wskrzeszenia. Znasz tę historię, prawda?
- Tak, ale zawsze myślałam, że to bajeczka dla dzieci.
- To co masz w tym momencie na szyi potwierdza jednak prawdziwość tej opowieści. Twój ojciec by za to jednym z bardziej zdolnych aurorów. Nie mieszkał z wami, żeby was nie narażać na niebezpieczeństwo. Był naprawdę wspaniałym czarodziejem. Do dziś pamiętam jak chodził z waszym zdjęciem w portfelu. - uśmiechnął się na to wspomnienie
- Więc... Otrzymałam dosyć poważne zadanie. Poradzę sobie z obroną kamienia?
- Z pomocą przyjaciół i wiarą w siebie, oczywiście.
- Dobrze, więc wiem, że jestem w niebezpieczeństwie. Czy wiadomo kto konkretnie w Slytherinie mi zagraża?
- Chodzi o młodego Malfoy'a. Jego ojciec jest śmierciożercą podobnie jak ciotka. To ona zabiła twojego tatę i teraz poluje na ciebie. Nie chciałbym, żebyś zbliżyła się za blisko tej rodziny, bo niebezpieczeństwo może wzrosnąć.
- Rozumiem... - odpowiedziałam skupiona - Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej na temat tego Zakonu Feniksa. Kto do niego należy? Gdzie się znajduje? Czy ja też mogę?
Na to ostatnie pytanie dyrektor uśmiechnął się.
- Należą do niego zaufani aurorzy, pełnoletni Weasley'owie, kilku nauczycieli ze szkoły, no i ojciec chrzestny Harry'ego - Syriusz Black.
Na to ostatnie zdziwiłam się. Jak to Black? Przecież on jest ścigany przez ministerstwo. Postanowiłam te przemyślenia zachować dla siebie.
- Zabierzemy cię tam na Boże Narodzenie jeśli będziesz chciała. Hermiona, Harry i Weasley'owie dotrzymają ci towarzystwa oczywiście. Co do ostatniego pytania. Niestety Lily, członkami zakonu mogą być tylko pełnoletni czarodzieje.
- Dobrze. A czy ktokolwiek z Zakonu wie o... - ruchem głowy wskazałam na swoje skrzydła.
- Wiedzą ci, którzy powinni wiedzieć. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Już chyba nie... - zamyśliłam się - Chociaż, jest jedna sprawa. Zna pan Arthura, prawda?
- Owszem, znam.
- Więc przy pierwszym spotkaniu zapytał się mnie, czy go znam... Nie wiem co mogło to oznaczać, bo nigdy w życiu go nie widziałam. Czy wie pan o co mogło mu chodzić?
Dumbledore złożył ze sobą dłonie i zamyślił się.
- Jeszcze nie czas... Tak, to stanowczo za wcześnie...
- Ale co jest za wcześnie?
- Nieważne. A teraz dobra wiadomość! - szybko zmienił temat - Lily, chcę ci kogoś przedstawić. Minerwo! Wpuść go!
Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Miał podarte ciuchy, bliznę na twarzy i niechlujny, kilkudniowy zarost.
- Ale wyrosłaś. - powiedział uśmiechając się
- Czy my się znamy? - zapytałam zdziwiona
- Lily, to jest Remus Lupin. Auror, członek Zakonu i... Twój ojciec chrzestny.
- Ostatni raz widziałem cię gdy miałaś 7 lat. Po śmierci twojej mamy zabroniono mi spotkań z tobą.
Wtedy go poznałam. Przypomniałam sobie ten uśmiech, te oczy. Właśnie okazało się że istnieje ktoś, kto może mnie wybawić od sierocińca.
- Ja... Czy to znaczy, że... Nie wrócę do domu dziecka? - zapytałam z nadzieją w głosie
- Cóż... Jeżeli tylko zechcesz, to... - nieśmiało zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.
Rzuciłam mu się na szyję z piskiem radości.
- Pewnie, że chcę!
Zdziwiony tak szybko podjętą decyzją, tylko odwzajemnił uścisk.
- To wszystko Lily. Możesz już wracać do pokoju. - przerwał dyrektor
Popatrzyłam się smutno na Remusa.
- Spokojnie, zobaczymy się na święta. - pocieszył mnie i jeszcze przytulił na pożegnanie
- Do widzenia! - krzyknęłam i wyszłam na pusty korytarz.
W podskokach udałam się w stronę wieży Gryffindoru. Po drodze, w łazience koło klasy od transmutacji usłyszałam płacz dziecka. Weszłam ostrożnie do środka i zobaczyłam pierwszoroczną uczennicę, trzymającą się kurczowo za rękę.
- Co się stało? - zapytałam natychmiast podbiegając do roztrzęsionej dziewczynki.
Bez słowa pokazała mi drżącą rękę, a po jej policzku spłynęły kolejne łzy. Na ten widok zakryłam sobie usta dłonią, powstrzymując się od krzyku. W skórze dziewczynki widniał krwawy napis:
Będę słuchała poleceń nauczyciela. Kropelki czerwonej cieczy spływały nadal z jej rączki i tworzyły szkarłatną kałużę na podłodze. Natychmiast zamoczyłam kawałek koszulki George'a, którą dalej miałam na sobie w zimnej wodzie i oczyściłam ranę.
- Au! - pisnęła dziewczynka, kiedy materiał zetknął się z napisem.
- Spokojnie, już. Wszystko będzie dobrze. - mówiłam siadając z dziewczynką na podłodze i sadzając ją sobie na kolanach, żeby było jej wygodniej.
- Co się stało? Kto ci to zrobił? - zapytałam, ale mała, blond włosa dziewczynka tylko schowała swoją zapłakaną twarz w moje ramię. Przytuliłam ją do siebie i spojrzałam na jej mundurek. Gryffindor. Kiedy trochę się uspokoiła, wzięłam ją na ręce i zaniosłam do Pokoju Wspólnego.
- Mimbulus mimbletonia. - wydyszałam do portretu Grubej Damy i weszłam do środka.
Położyłam delikatnie dziewczynkę na sofie.
- O, tu jesteś Lily! Kiedy oddasz mi moją... - urwał George w połowie zdania - Co się stało?
- Znalazłam ją płaczącą w toalecie. Zobacz na jej rączkę.
Chłopak ujął delikatnie dłoń małej, a gdy zobaczył szkarłatny napis, syknął cicho.
- Biedna... Musiała podpaść Umbridge...
- Wielkiej Inkwizytor Hogwartu? Ale... Jak to? - zdziwiłam się
- Tak właśnie wyglądają u niej szlabany. Wiem, bo już jeden zarobiłem razem z Freddiem.
Pokazał mi już w części zabliźniony, ale nadal widoczny napis:
Nie będę handlował produktami Weasley'ów. Wstałam i popatrzyłam pusto w przestrzeń.
- Jutro mam u niej szlaban. - powiedziałam cicho i złapałam się za nadgarstek lewej ręki.
Chłopak podszedł do mnie i objął ramieniem.
- Może pójdę po ciebie? Tak w razie czego?
Potrząsnęłam głową.
- Już wystarczająco dużo dla mnie zrobiłeś. Dziękuję. - szepnęłam.
Nagle usłyszałam głośne chrząknięcie.
- A więc to tym się zajmujesz, kiedy nie chodzisz na treningi?! George! - krzyknęła Angelina Johnson, patrząc na nas z ukosa.
- O cholera! Przepraszam! Na śmierć zapomniałem! - zaczął się usprawiedliwiać i zaraz ruszył za dziewczyną. Przed wyjściem, posłał mi jeszcze jeden tajemniczy uśmiech i wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Lily, a może wpadłabyś na trening? - wypalił nagle
- Och, George to miło z twojej strony, ale... Ja nie umiem.. Nie znam się... - zaczęłam się plątać.
Dziewczyno ogarnij się! Taka szansa może się już nie powtórzyć! - skarciłam się w duchu.
- No więc?
- Zgoda! Tylko się przebiorę! - krzyknęłam i poleciałam do swojego dormitorium.
Chłopak patrzył się jeszcze chwilę za mną.
Co za dziewczyna. - westchnął w duchu i biegiem popędził na boisko.
Ta kolejna część rozdziału (postanowiłam, że będą trzy XD) jest dedykowana Taxygal, dzięki której Lily wzięła się w garść. Dziękuję za wszystkie twoje komentarze i postawienie Lil do pionu :3
To chyba mój najdłuższy rozdział w dziejach XD Jak widzicie trochę się powyjaśniało chociaż nie do końca, bo pamiętajcie, że Lily książki czytać nie skończyła ;)
Ważne jest dla mnie Wasze zdanie, więc komentarze (jak zwykle :o) bardzo mile widziane :3
Dziękuję, że jesteście.
Inspiracją do tekstu była piosenka Eda Sheerana - Drunk :D